Czy to depresja czy dda?
Witam! Mam 17 lat i niestety mam problem. Właściwie problemy, całe mnóstwo.
1) Nadal mieszkam z rodzicami, mój ojciec jest alkoholikiem od około 2 lat. Z tym, że w moim domu nie ma kompletnie przemocy, agresji. Są tylko nerwy i wzajemne niekończące się oskarżenia i totalny brak chęci porozumienia. Moja mama pije okazyjnie, ale nie chce jej się walczyć z ojcem. Jej tak po prostu wygodnie, że mimo tego, że wszyscy się męczymy, ona ma więcej pieniędzy, w końcu dwie pensje do rozdysponowania, a jedna to różnica (moja matka to przykład skrajnej egoistki). Poza tym w moim domu nigdy nie było okazywania uczuć. Tylko pretensje i oskarżenia. Żadnego "nie martw się", "dasz radę", "wierzymy w ciebie", o zwykłym przytuleniu i "kocham cię" nie wspominając. Od pół roku ta sytuacja mnie straszliwie męczy. Niestety, sama za głęboko siedzę w tej spirali oskarżeń i wyrzutów, by albo się od tego odciąć, albo wykrzyczeć im to wszystko w twarz.
2) Doszłam do wniosku, że powyższa sytuacja powoduje chyba moje dalsze problemy. Nie miałam chłopaka, tzn. miałam, ale tylko tydzień, bo zbyt krępowało to, że chce mnie przytulić, pocałować, to było takie nienaturalne. Od tej pory z góry zakładam, że nie uda mi się znaleźć kogoś, kto nie dość, że odpowiadałby moim wysokim niestety wymaganiom, to jeszcze zaakceptowałby taką pokręconą, smutną osobę. W ogóle zakładam że miłość jest nie dla mnie, że będę zawsze sama. Pojawiła się też myśl, że może jestem lesbijką... Niestety tak do końca nie potrafię tego określić, co też mnie bardzo boli, bo po prostu nie wiem kim jestem...
3) Zazdrość. Miałam przyjaciółkę. Super dziewczyna, w gruncie rzeczy we wszystkim lepsze ode mnie, ładniejsza, zgrabniejsza itp., itd. Tą przyjaźń zabiło moje poczucie niższości, okrutna zżerająca zazdrość, że ona ma chłopaka a ja nie. Byłam z nią naprawdę blisko, nadal często się spotykamy, bo mamy tych samych znajomych, ale to rozstanie tak mnie boli... Bardzo się do niej przywiązałam i próbowałam to wszystko naprawić, ale zdecydowałam się w końcu na drastyczny koniec, być może wreszcie to się zabliźni.
4) Na co dzień, dla ludzi, znajomych to wszystko wyżej nie istnieje. Jestem bardzo pewna siebie, często złośliwa, bystra, zabawna, potrafiąca się bawić. Ale gdy tylko wracam do domu to wszystko znowu wraca, plącze się po głowie, zmusza do płaczu i też do napisania tego listu. I do przyznania się wreszcie przed samą sobą - jestem nieszczęśliwym człowiekiem.
Co ja bym mogła zrobić? Gdzie się udać? Co tak naprawdę się ze mną dzieje? Proszę o pomoc. Pozdrawiam Klaudia