Czy wymagam stałej pomocy psychologa?
Witam. Od dłuższego czasu wszystko i wszyscy wskazują na to że jestem beznadziejny i nie potrafie niczego doprowadzić skutecznie do końca. W tym roku kończę 18 lat, przede mną klasa maturalna, a ja nie potrafię się odnaleźć. Czuję się jakbym miał 2 oblicza - pierwsze: niezaradny nastolatek na łasce rodziców, sztywniak - drugie: wagabunda bez zmartwień, biegle władający 3 językami, dusza towarzystwa.
W szkole i poza nię wszyscy się przyzwyczaili, że raz jestem taki, a raz taki, ale ja nie. Planuję od dłuższego czasu swoją przyszłość i chciałbym dopiąć swego. Aktualnie przebywam na bardzo długich wakacjach za granicą, gdzie miałem żyć bezstresowo i niczym się nie martwić - wcale tak nie jest. Dla rodziców i kolegów w szkole jestem prawie bohaterem - przemierzać w pojedynkę świat i dawać sobie z tym znakomicie radę? Sielanka. W rzeczywistości każdy głupi może ruszyć w świat i przy każdym problemie zapytać przechodniów o pomoc, angielski zna cały świat.
Brak mi motywacji, samozaparcia i skuteczności. Od roku w wolnym czasie realizuję swoje pasje w modelingu - to podniosło mnie na duchu przez ostatni rok. Ale od pewnego czasu widzę, że koledzy w brażny idą do przodu, ja stoję w miejscu. Mam wadę kręgosłupa i nawet nie potrafię zadbać o to, by się nie pogarszało. To tak jakby "póki chodzę i żyję może być".
Za 3 tygodnie czeka mnie powrót do Polski, w której nie ma mnie już prawie 3 miesiące. Problemy tylko czekają aż wrócę i załamię się pod nimi. Łapałem pierwszy lepszy samolot, żeby tylko wylecieć z kraju, rodzicom naopowiadałem cudów, że ze szkołą wszystko OK, a tak naprawdę w tym roku miałem najgorsze oceny w swoim życiu. Zawsze miałem nieco ponad 4,0 a teraz... sam dokładnie nie potrafię powiedzieć. Opuściłem szkołę zostawiając niepozaliczane przedmioty, jakimś cudem nauczyciele przymknęli oko.
Moja rodzina jest rodziną katolicką, a ja nabawiłem się takich problemów, że aż wstyd mi iść do spowiedzi, od 2 lat. Rodzice płacą mi za korepetycje z kilku przedmiotów i nie potrafię się sam sobie przyznać, że chodzę tam jedynie by odsiedzieć godzinę i iść do domu, a moi rodzice ciężko pracują, bym mógł chodzić na takie lekcje. Jestem egoistą, bo zawsze muszę mieć wszystko co najlepsze, ale nie potrafię nic dać z siebie żeby osiągnąć to, co chcę w życiu osiągnąć.
Podobno dorastałem zawsze szybciej psychicznie niż rówieśnicy - gdy oni cięli się żyletkami w gimnazjum, bo nie umieli rozwiązać swoich problemów, ja jakoś ogarniałem wszystko i było dobrze. Tym żyletkowiczom wszystko się układa i wydorośleli, a teraz takie problemy dotykają mnie. Nigdy nie myślałem o samobójstwie czy samookaleczaniu się, a od pewnego czasu czuję się nikomu niepotrzeby i zbędny.
Po ostatniej awarii samolotu, którą przeżyłem, myślałem, że dotrze do mnie w końcu, że życie się ma jedno i powinno się o nie dbać, tymczasem nic się nie zmieniło. Jak wspomniałem znam kilka języków, ale cały ten proces nauki mógl z pewnością przebiec szybciej przy odrobnie chęci. Odcinam się od starych znajomych, by przed nowymi maskować swoje wady.
Zanim wrócę do Polski zarwę tydzień szkoły i od pierwszego dnia moje problemy będą narastać. Zawsze trzymałem się zasad by nie pić alkoholu jak inni, na umór, i nie tracić czasu na głupie miłostki i amory. A jednak, byłem przez 8 miesięcy w cudownym związku, który skończył się dla mnie boleśnie i zacząłem zauważać, że jak dawniej byłem abstynentem to teraz coraz częściej na imprezach zdarza się, że to ja piję najwięcej.
Jak wspomniała mi stara koleżanka bardzo się zmienilem: z szaraka w przebojowego chłopaka, który może się pochwalić w towarzystwie wojażami po świecie i udziałem w sesjach zdjęciowych. Tak naprawdę wszystkie zdjęcia są ostro przerabiane, a końcowy efekt zapiera dech w piersiach. Gdy staję przed lustrem i widzę jak jest naprawdę myślę sobie, że to nie ma sensu. Bardzo bym prosił o jakieś wskazówki dotyczące mojego postępowania, bo ostatnio nie chce mi się wstawać z łóżka i myśleć o problemach.