DDA a problemy w związku
Witam serdecznie. Mam 26 lat, dwójkę dzieci i męża. Przed związkiem małżeńskim ja i mój o sześć lat starszy mąż przyjaźniliśmy się. Otworzyłam się przed nim, kiedy było mi naprawdę ciężko i potrzebowałam wsparcia. Był moją otuchą, ostoją... No właśnie - był... Zacznę od początku. Pochodzę z rodziny patologicznej. Moi rodzice mieli bardzo dobrze płatne prace, wszystko było w należytym porządku, i nagle zaczęły się imprezy, alkohol lał się strumieniami, a przez nasz dom przelewały się różne osoby. Potem było tylko gorzej. Ja i mój o dwa lata młodszy brat musieliśmy szybko dorosnąć. Rodzice "rozwinęli skrzydła", tłumacząc nam, że jesteśmy już dorośli (8 i 10 lat!) i sami musimy o siebie zadbać. W obecnych czasach z pewnością ktoś zainteresowałby się nami, dziećmi... W tamtych - sąsiedzi dołączali się do imprez do białego rana. Nikt nie interesował się tym, że rano musimy iść do szkoły, że będziemy niewyspani, że nie mamy wyprasowanych i popranych ubrań.
Szybko przejęłam obowiązki matki. Zaopiekowałam się młodszym bratem jak umiałam, mimo to było z nim sporo problemów i znikąd pomocy. Z perspektywy czasu wiem, że jego wybryki były prośbą o zainteresowanie. Brat skończył w więzieniu... Ciężko mi o tym pisać, bo bardzo kocham brata i wiem, że jest bardzo wrażliwy i słono zapłacił za jeden wybryk. Powoli zaczyna układać sobie życie, a ja nadal daję mu dużo wsparcia. Najgorsze jest to, że matka zapatrzona w brata jak w obrazek (ja byłam zawsze tą gorszą!!!), nie raz to właśnie mnie obwinia za błędy mojego brata, tłumacząc, że słabo się nim zajmowałam. Wygarnia mi, że zawsze byłam inna. Fakt, że poszłam do liceum i ukończyłam je, jest odbierany jako chęć bycia lepszą od rodziców, bo oni są po zawodówkach itp. Za to, że mam urodę też jestem winna ja. Totalne bzdury. Nigdy nie miałam w nich wsparcia. Wszelką pomoc typu leczenie odrzucają. Pomimo wszystko kocham ich, wiem, że alkoholizm to choroba. Byłam i jestem bezradna. Takich koszmarnych zdarzeń z winy rodziców było naprawdę dużo. Można by napisać książkę.
Ten jeden raz zrzuciłam ten kamień z serca, opowiadając mojemu mężowi (wtedy przyjacielowi) o tym, co przeżyliśmy. To był mój największy błąd. Po ślubie, przy każdej nawet najmniejszej kłótni, mąż wypomina mi wszystko. To tak boli... Myślałam, że wychodząc za mąż, zacznę nowe, normalne życie. Jestem przeciwniczką picia alkoholu, mam do niego wstręt. Jestem wierną żoną. Zawsze jest poprane, wyprasowane, posprzątane. Bardzo dużo czasu poświęcam dzieciom. Jestem wręcz nadopiekuńcza, ale mąż ciągle mnie krytykuje, a kiedy o czymś zapomnę, obrywa mi się na całego. Bardzo mnie jego zachowanie denerwuje. Ciągle jest coś nie tak... Podcina mi skrzydła. A ja jestem tak bardzo dumna z siebie, że jestem takim, a nie innym człowiekiem. Mąż i jego rodzina przykleili mi etykietę, a wybryki mojej rodziny są tematem ich rozmów poza moimi plecami. Nikt nie widzi moich starań, zalet, tylko bada mnie pod kątem rodziców.
Ostatnio wiele czytałam na temat zespołu DDA. Wcześniej nie wiedziałam, co to jest i że taki zespół istnieje. Zaczęłam myśleć o sobie inaczej. Czuję się jak naznaczona. Czy ja jestem gorsza? Te kłótnie z mężem dają mi wiele do myślenia. Czy on jest lepszy, bo wychował się w normalnej rodzinie? Przecież nie widzę różnicy między naszą a inną dobrą rodziną... Kiedy płaczę podczas takich kłótni, mąż zarzuca mi, że jestem nerwowa po matce. A mi jest po prostu przykro. Nie raz chciałam odejść od męża za samo to znęcanie psychiczne (on tak tego nie nazywa), ale wiem, że nie zrobię tego dzieciom, nie zabiorę im dzieciństwa. Ale jest mi naprawdę bardzo ciężko. Czuję, że opuszczają mnie siły...