Depresja, lęki i nerwica
Witam. Chciałem podzielić się z Wami moim problemem. Spróbuję opisać sytuację możliwie od samego początku. Za 2 miesiące kończę 21 lat. Od zdania matury - 1,5 roku temu - siedzę bezczynnie w domu. Nie chodzę do pracy ani nie studiuję. Zawiodłem się na kolegach, którzy mieli mi pomóc w znalezieniu pracy w Anglii. Zawiodłem się na samym sobie. Nie chciałem pracy w Polsce, ponieważ uważałem, że nie będę pracował za psie pieniądze, podczas gdy dużo prości ludzie ode mnie zarabiają krocie na Wyspach. Uważam się za nieudolnego człowieka. Mam bardzo niską samoocenę, chociaż wielu znających mnie ludzi na pewno myśli sobie inaczej, ponieważ staram się tworzyć pozory osoby z wysoką samooceną. Z góry chcę nadmienić, że jestem realistą i racjonalistą. Przejdę teraz do smutnego sedna sprawy. Otóż, siedząc w domu, zwyczajnie z nudów zacząłem czytać w internecie o medytacji. A dokładniej o pewnej jej odmianie, tzw. "symulacji śmierci". Kilka dni później byłem bardzo zmęczony, ponieważ naprawiałem bratu nawigację przez kilka godzin. Była godzina 2.30 i położyłem się do łóżka. Gdy się położyłem, ciągle badałem swój stan umysłu. Chodziło o to, by wyobrazić sobie uczucie spadania, które już znałem ze snów. Gdy to zrobiłem, najprawdopodobniej lekko przysnąłem i myślałem, że to dzieje się naprawdę. Ogarnął mnie ogromny lęk. To było staszne. To był największy strach, jaki kiedykolwiek czułem. Myślałem, że zwariowałem i szybko wstałem z łóżka, i włączyłem światło. Ze strachu nie spałem całą noc. Przeleżałem z włączonym światłem. Następnego dnia powiedziałem swojej matce o wszystkim i chciałem poszukać w internecie, co mi jest. Pierwszą rzeczą, jaką napotkałem była depersonalizacja. Czyli uczucie jakbym nie był sobą. Z perspektywy czasu wiem, że była to tylko moja autosugestia, która stworzyła mi się ze strachu, ponieważ jak sobie zacząłem wmawiać, że jestem już sobą, to rzeczywiście ustąpiła. Poszedłem do psychiatry, który rozpoznał zespół paranoidalny. Nie zgadzam się z tym rozpoznaniem, ponieważ nie czuję strachu przed ludźmi, nie czuję, że osoba prowadząca "Wiadomości" mówi do mnie, nie czuję odsłoniętych myśli i wielu innych, które świadczą o tej chorobie. Lekarz przepisał mi neuroleptyk oraz lek przeciwlękowy. Ten pierwszy biorę od miesiąca, a drugi od sześciu dni. Ostatnio przez 5 dni nie brałem neuroleptyku i wczoraj w nocy miałem znowu lęk przed snem. Mam ogromny lęk przed pójściem spać. Po prostu boję się zasnąć. Z sekundy na sekundę analizuję swój stan umysłu i kiedy jest przejście z jawy w sen, automatycznie włącza mi się lęk. Już mam tego dosyć. Od miesiąca, czyli od pierwszego lęku, mam ogromną depresję. Nie mam nadziei, że będzie lepiej, czuję kompletny bezsens życia, nic nie sprawia mi przyjemności. Zawsze byłem materialistą i w sumie cieszyłem się z tego. Teraz nawet wygrana w Totolotka nie sprawiłaby mi przyjemności. Ciągle "gram", rozmawiając ze znajomymi, na siłę pytam, co u nich, mając to kompletnie gdzieś. Wszystko robię na siłę. Czasami siedząc, czuję strach przed życiem. Do tego wszystkiego mam nerwicę, ciągle skupiam się na ciszy i słyszę jej szum i pisk. Zawsze mogłem to usłyszeć, gdy się skupiłem, ale teraz jest to natrętne. To samo z mętami ciała szklistego w prawym oku. Nie dają mi spokoju. Do tego wszystkiego mam parę razy na dzień myśl, żeby się targnąć na życie, bo nie mam nadziei na poprawę. Proszę, powiedzcie, co o tym sądzicie.