Depresja na emigracji...
Mam 26 lat i od dwóch lat jestem mężatką,niestety małżeństwo jak na razie nie jest udane,ciągłe kłótnie,nieporozumienia...Przebywamy z mężem w Hiszpanii, on ma świetną pracę, a ja borykam się z jej znalezieniem, jest mi tu ciężko, jesteśmy tu sami, tęsknię strasznie za rodziną. Nie pracowałam przez rok, sama w domu cały dzień. Doprowadziło to do tego, że zaczęłam pocieszać się alkoholem w sensie, że wypiłam drinka i szłam spać, bo czas szybciej mijał i mąż już wracał do domu, z czego się strasznie cieszyłam, ale i tak w jakiś sposób prowokowałam do kłótni (on tak uważa), bo mówiłam,że czuję się samotna, bezużyteczna, bezwartościowa, jednym słowem: do niczego... Na dodatek miałam takie stany nerwowe, gdzie krzyczałam na męża, jakieś chore pretensje o byle co, np że nie pomaga mi znaleźć pracy i obarczałam go winą w wielu sytuacjach. On starał się być cierpliwy i wyrozumiały, aż w końcu pękł... Do tego jeszcze wymioty - prowokowałam je, jak coś zjadłam. Myslałam, że to bulimia, bo z tym poszłam do lekarza, ale to nie to. Dotykało mnie to wtedy, gdy byłam sama i zdenerwowana. Ten alkohol i wymioty ukrywałam przed mężem lub wykręcałam się głupio. Odpowiedział przez co teraz mi nie ufa: jestem rozżalony. Powiedział, że mnie kocha, ale musimy się rozstać na jakiś czas, bo go doprowadziłam do nerwicy (był u lekarza tu w Hiszpanii). Ja wcześniej przed nim byłam u lekarza, który wysłał mnie do psychatry i pani doktor powiedziała, że mam przewlekłą depresję, dała leki i wysłała na badania, gdzie czekam na wyniki. Biorę te leki i czuję sie znacznie lepiej. Mam pracę, z której się cieszę, mąż chce mnie opuścić, z czym walczę i próbuję go przekonać, ale jak na razie jest nieugięty, przez co znowu się dołuję, a wiem że tylko przy nim wyleczę się szybciej. Kocham go z całego serca, nie chcę go stracić.
Co robić, bo już nie mam sił?