Derealizacja - czy można ją pokonać?
Jestem kobietą, mam 23 lata, od ok. 7 lat cierpię na nerwicę lękową z objawami derealizacji. Na początku (czas ok. 5, 5 roku) zupełnie nie wiedziałam, co mi jest, byłam po prostu przerażona, kiedy pewnego razu na spacerze przestałam odbierać świat jako "rzeczywisty". Przez około 5 lat rzeczywistość odbierana była przeze mnie jako coś "obok", coś arealnego, sztucznego.
Teraz jest o tyle lepiej, że wielokrotnie percypuję "jak należy", szczególnie gdy poruszam się blisko domu. Do tego dopadają mnie czasem ataki somatyczne (układ oddechowy, żołądek). Lęk towarzyszy mi nieustannie, każda najdrobniejsza rzecz, wydarzenie (negatywne ale i pozytywne) powodują ogromne nieadekwatne emocje. Bardzo często sytuacje "emocjonalne" powodują ogromne zmęczenie (nawet zwykłe spotkania z ludźmi) - ale to zależy "od dnia". Czasem czuję się nawet bardzo dobrze, ale tylko wtedy, gdy mam właśnie "dobry dzień", pozytywny nastrój - ale czuję, że nie zależy to ode mnie. Staram się dbać o siebie, wysypiać, zdrowo odżywiać, itd. - od pewnego czasu czuję się bardziej "wyporna". Już się do tych moich przypadłości nawet przyzwyczaiłam i nauczyłam zachowywać jakąś namiastkę wewnętrznego spokoju czy nie rozogniać sytuacji. W tej chwili doszedł mi jeszcze lęk w środkach komunikacji, czego wcześniej nie było (zawsze mogłam prawie wszędzie dojechać samochodem, gorzej było z chodzeniem, teraz jest jakby na odwrót). Nigdy nie wiem, na co się mój lęk przeniesie. Nerwica dopadła mnie w okresie kiedy przeżywałam wielkie napięcie związane z koszmarną atmosfera w szkole - wyszłam stamtąd z psychiką w kawałkach.
Diagnoza choroby jest moja, ale została potwierdzona przez jednego z psychologów. Byłam u dwóch psychologów, niestety, w tej chwili nie jestem w stanie po prostu dojechać na psychoterapię. Staram się jakoś "opanować" drogę, "wćwiczyć ją" tak, aby móc w jakiś sposób tam dotrzeć. Mam nadzieję, że w końcu mi się uda. Nie biorę leków, jedynie zioła. Brałam pewien lek, bardzo krótko, jednak po jego odstawieniu poczułam się niezwykle niekomfortowo, jak nigdy dotąd.
Jestem osobą fizycznie zdrową, nigdy nie miałam problemów z nauką, zapamiętywaniem itp. Studiuję (opanowałam mniej więcej drogę na uczelnię). Czuję się jak w klatce, bo nie mogę się normalnie przemieszczać/poruszać, jedynie w miejsca, które nie są mi obce (i to nie wszystkie). Boję się przyszłości, bo mogłabym godnie żyć i pracować, ale jak mam to zrobić, skoro do pracy nie dojadę? Poza tym nikt o tym nie wie, wszyscy myślą, że jestem zupełnie "zdrowa" i dziwią się, dlaczego unikam spotkań czy wielu okazji rozwoju (wiele takich propozycji mi już uciekło). Nie jestem w stanie zapanować nad "wadliwą percepcją", staram się jakoś do tego przyzwyczaić, ale jest to na tyle niekomfortowe, sprawia to tak wielkie cierpienie, że nie mogę udawać, że to nic takiego (jak napisałam - praktycznie nigdzie nie jeżdżę, mój świat jest bardzo "ograniczony"). Chciałabym się dowiedzieć, czy jest w ogóle szansa na wyzdrowienie, na normalną percepcję i pozbycie się lęków, rozemocjonowania, czy jest szansa na normalne życie? Bardzo proszę o odpowiedź. Pozdrawiam serdecznie - Kasia