Drżenie rąk rujnuje mi życie. Co jest tego przyczyną?
Witam! Jestem kobietą, mam 23 lata. Właśnie kończę studia o kierunku filologicznym (filologia obca). Nauka nigdy jednak nie sprawiała mi problemów. Mam już tytuł licencjata. Osobą ociężałą umysłowo na pewno nie jestem i nigdy nie byłam. Mam jednak coś, co nie pozwala mi w pełni cieszyć się rozpoczynającą się karierą zawodową oraz podejmować nowych zadań.
Kiedyś chciałam studiować medycynę, ale drżenie rąk wykluczyło tę możliwość. Studiuję język obcy, to też wymaga obcowania z ludźmi i swobodnej, bezstresowej komunikacji. Problem w tym, że taka komunikacja jest dla mnie za każdym razem sytuacją stresową. Boję się nawiązywać nowe kontakty z własnej inicjatywy, boję się mówić ludziom, co myślę. Gdy ktoś coś do mnie mówi, pamiętam wypowiedź, lecz tak się stresuję, że nie potrafię od razu inteligentnie zareagować i pociągnąć rozmowy dalej. Po ustaniu kontaktu z taką osobą dopiero wiem, co ja byłam powinna powiedzieć. Gdybym tak się nie stresowała, pewnie od razu trzeźwo reagowałabym na wypowiedzi innych ludzi. Nad tym stresem jednak nie jestem w stanie w żaden sposób zapanować.
Stresują mnie goście, stresują mnie nowe sytuacje, stresuje mnie szkoła. Stresuje mnie filiżanka z herbatą, talerz z zupą, którego, jeśli jest pełny, nawet nie przenoszę, gdyż wszystko zostałoby na podłodze. Ponadto stres u mnie wywołują: referat, rozmowa z wykładowcą, z kolegami. Stresuje mnie wyjęcie portfela i zapłacenie za zakupy. Kiedyś nawet bałam się skasować bilet, ale to już na szczęście ustało. Miałam nawet problem pisania kredą po tablicy w gimnazjum i liceum z powodu drżenia rąk. Najsilniej przeżywałam ten stres w okresie dojrzewania, wtedy też rodzice nie pozwalali mi na kontakty z rówieśnikami z sąsiedztwa (niewielka wieś), bo uważali, że to nie towarzystwo dla mnie. Ja jednak czułam się przy nich dobrze.
W szkole nie miałam wielu koleżanek, może dwie, dlatego też kontakty z kolegami z sąsiedztwa podniosły moje poczucie własnej wartości. Tym bardziej, że byli to też chłopcy, bo nigdy nie miałam odwagi porozmawiać z kolegą z klasy, ani też żaden nie podejmował rozmowy ze mną. Musiałam jednak się wymykać, by móc się z nimi spotykać. W liceum miałam chłopaka, który pochodził właśnie z tej małej miejscowości, jednak rodzice robili wszystko, bym się z nim nie spotykała. W konsekwencji teraz jestem sama i nie potrafię budować relacji damsko-męskich. Każda jest klęską albo z mojego powodu, albo z powodu drugiej strony.W każdej sytuacji trzęsą mi się ręce. W czynnościach domowych gdy jestem sama też, ale znacznie mniej. Szybko ekscytuję się nowymi sytuacjami i wtedy nie myślę racjonalnie.
Ten stan utrzymuje się u mnie od 6. roku życia, z tego, co pamiętam. W przedszkolu stresowały mnie występy publiczne i cała się trzęsłam. Nie przyjaźniłam się z dziećmi. Bałam się do nich podejść. Dodam, że rodzice bardzo mało ze mną rozmawiali, oboje pracowali i nie pamiętam jakiś długich rozmów z nimi albo zabaw. Tylko od czasu do czasu. Z niczym nie mogłam się do nich zwrócić, bo któreś zaraz krzyczało, albo sami boczyli się na siebie. Kiedy miałam około 3-4 lat, podobno budziłam się w nocy, krzyczałam na całe gardło, zapalałam wszystkie światła w całym domu, budząc wszystkich i biegając po całym domu. Taka sytuacja trwała około roku. Rodzice byli ze mną wtedy u lekarza, ale ten tylko powiedział, że za ciepło jestem ubrana. Miałam ponoć kłopot z uszami. Potem podobno, po tej wizycie, bez żadnych leków to wszystko ustało.
Urodziłam się w ósmym miesiącu ciąży, na trzy tygodnie przed planowanym terminem, na świat przyszłam poprzez cięcie cesarskie, oddawano mi krew, miałam żółtaczkę zaraz po porodzie. Jeżeli te wszystkie informacje pomogą w zdiagnozowaniu mojej choroby, to bardzo proszę o informacje jaka to choroba i jak ja mam ją leczyć. Bo muszę ją leczyć, gdyż tak dalej nie da się żyć! I proszę mi nie udzielać rad typu proszę uprawiać sport, bo to mi nie pomaga. Chcę wiedzieć, co tak naprawdę mi jest i czy da się to leczyć.