Gdy życie staje się walką - gdzie szukać pomocy?
Teoretycznie (i według wielu znajomych osób) powinnam czuć się spełniona w swoim życiu. Bo przecież mam wszystko: jestem zdrowa, mam normalną rodzinę, "fajną" pracę, kończę studia i spotykam się z fajnym facetem. Tylko dlaczego ja wciąż czuję się nieszczęśliwa, nie potrafię się niczym cieszyć, najchętniej bym spała, a każdy kolejny dzień to walka z samą sobą, aby wstać i coś robić? Na szczęście wygrywa obowiązek i wciąż funkcjonuję. Moje życie w moich oczach wygląda zupełnie inaczej. Niby mam pracę, która wydaje się ciekawa. Szczerze jednak, nienawidzę jej. Nie mam siły spędzać tam każdego dnia po 10 godzin. Gdy wracam do domu, pozostaje mi tylko położyć się spać, tak jestem zmęczona. Nie znoszę swoich współpracowników i tak naprawdę nie mam z kim porozmawiać przez cały ten czas. Bardzo wiele razy, rano przed wyjściem, płakałam, że boję się tam iść, wiele nocy nie przespałam ze stresu. Czuję, że nie pasuję do swojej pracy z charakteru, że męczę się w niej każdego dnia. Wolałabym robić coś bardziej twórczego i pozytywnego. Brakuje mi też siły, aby szukać czegoś nowego, nie wierzę, abym mogła dostać inną ofertę. Dołują mnie też studia, które kończę. Już wiem, że wybór kierunku był pomyłką, kompletnie nie chcę pracować w zawodzie, a, o ironio, pracuję w zawodzie. Ja nie wiem co mam robić, dla mnie to życiowa klęska. Po co były te lata nauki? Jak mam teraz powiedzieć innym, że nie czuję satysfakcji ze swoich studiów i pracy? Chciałabym zacząć nowy kierunek, ale chyba nie będzie na to już czasu, energii i pieniędzy. Pozostaje mi całe życie czuć niespełnienie. Z rodziną niby wszystko w porządku. Ale tak naprawdę nie ma między nami żadnej więzi. Wracam wieczorami do domu i w ogóle z bliskimi nie rozmawiam. Cały czas wymieniamy tylko zdawkowe zdania, potrafimy nawet kilka dni nic do siebie nie powiedzieć. Czuję, że mnie nie rozumieją, nigdy nie rozumieli. Taka relacja jest między nami już od kilkunastu lat. Smutne to trochę, że mieszkam z tą trójką, a czuję się wciąż sama. Moje życie uczuciowe to też pomyłka. Po wielu latach rozstałam się z chłopakiem, między nami nie było miłości, a jedynie przywiązanie. Spotykam się z kimś innym, ale nie potrafię się zaangażować, zakochać. Jestem w jakimś zawieszeniu i jest mi bardzo źle. Nie potrafię jednak zdecydować, czego chcę. Wydaje mi się, że może ja nie potrafię kochać nikogo, a szukam tylko oparcia. Marzę o wspólnym mieszkaniu, w niedalekiej przyszłości rodzinie, ale żaden nie potrafi mi tego dać, a ja tak bardzo nie chcę już być sama. Nie wiem, czy trwające od kilku lat moje poczucie totalnej klęski, brak widoku na lepszą przyszłość, ciągłe uczucie beznadziei i przymus walki o każdy dzień, to depresja. Bo może sobie to wszystko wymyśliłam? Może to moje fanaberie? Jednak gdy będzie to postępować i nic się nie zmieni, to odechce mi się być. Już teraz mam czasem dziwne myśli. Czy ja powinnam szukać pomocy czy próbować radzić sobie samej? Jeśli opisane przeze mnie odczucia mogą chociaż w najmniejszym stopniu sugerować depresję, gdzie powinnam szukać pomocy? Pójść prywatnie do psychologa? A może do psychiatry? Czy jednak aby się tam udać, trzeba skierowania od internisty? I co ja mam mu powiedzieć? Że mam złe samopoczucie? Ja tak bardzo chciałabym się cieszyć życiem, wiem, że mam tylko jedno. Z góry dziękuję za odpowiedź i pozdrawiam.