Jak poradzić sobie z niechęcią do nauki?
Witam! Jestem w klasie maturalnej, już za 3 miesiące są egzaminy, a ja jeszcze nic nie zaczęłam powtarzać ani się uczyć. Czuję straszną niechęć do nauki, a wręcz lęk. Niepokoi mnie to, bo pomimo tego, że wszyscy mówią, że matura to bzdura i jest banalna, to trzeba się do niej przygotowywać. Wiem, że moje koleżanki regularnie od września powtarzają materiał, rozwiązują testy. Zawsze byłam dobrą uczennicą, miałam same piątki, wzorowe zachowanie, dużo się uczyłam. W zeszłym roku miałam w szkole bardzo dużo nauki, wiele przedmiotów i sprawdzianów i wiele godzin dziennie siedziałam nad książkami, bo bardzo wolno się uczę, wolno czytam, długo robię notatki, ale to był taki system, że po prostu w każdym tygodniu był jakiś sprawdzian, kartkówka. Notatki z każdego przedmiotu robiłam regularnie, bo nie trzeba się było na tym tak skupiać, wystarczyło przepisywać z książki i notatek z lekcji, ale do sprawdzianu zawsze uczyłam się na ostatnią chwilę, dzień przed albo rano od 6 i zdawało to u mnie egzamin, bo to wystarczyło, żeby dostawać maksymalną liczbę punktów. Ściągi nie były mi potrzebne, a koleżanki, które uczyły się cały tydzień dostawały gorsze oceny, tylko efekt był taki, że za parę dni nic już z tego nie pamiętałam, tylko przerabiałam już nową partię materiału do następnej kartkówki.
Mimo tej nauki miałam też czas dla siebie, spędzałam go z chłopakiem. Może łatwiej było mi się uczyć, bo cały czas spędzaliśmy razem, on jest o dwa lata starszy i zawsze gdy czegoś nie wiedziałam, to mi pomagał, uczył mnie matematyki, był taki wyrozumiały. Czasem zrobił za mnie jakieś mało ważne zadanie domowe, które jemu zajęło 5 minut, a ja straciłabym na to 2 godziny. Potem przyszły wakacje, w które powiedziałam sobie, że poświęcam je na naukę do matury, że ten rok trzeba się przemęczyć, pouczyć, żeby potem bez stresu zdać i dostać się na studia. Zrobiłam wokół tego mnóstwo szumu i do tej pory tak jest, cały czas mówię, że muszę się uczyć do matury, nakupiłam mnóstwo repetytoriów, testów i nic, nie potrafię się uczyć. Mam teraz mniej lekcji, bo zostały tylko podstawowe przedmioty, mniej sprawdzianów i owszem dalej mam same 5 w tym roku, bo jak jest jakiś sprawdzian, to uczę się tak jak w zeszłym roku, ale po za tym mam mnóstwo wolnego czasu. W tym roku było go wyjątkowo dużo, mało lekcji, dużo dni wolnych, jakieś święta, teraz ferie i mogłam naprawdę mnóstwo się nauczyć, a tak strasznie mnie od tego odpycha.
Nie potrafię się już tak uczyć jak w zeszłym roku, nic mi do głowy nie wchodzi, nic nie zapamiętuję, mam bardzo krótkotrwała pamięć. Wiem, że to głupi problem i że to kwestia mojej psychiki. Jestem bardzo nieśmiała, wszystkim się zawsze bardzo stresuję i jestem bardzo niezaradna i niesamodzielna (rodzice zawsze trzymali mnie pod kloszem), jestem najmłodszą córeczką. Na szczęście mam chłopaka, przy którym czuję się bezpiecznie, który mnie w pełni akceptuje, pomaga mi. Jesteśmy ze sobą dwa lata i wiemy, że będziemy razem, bo nie potrafimy bez siebie żyć. Ostatnio przez dłuższy czas często się kłóciliśmy, mi się wydawało, że jemu już mniej zależy, bo odeszła ta cała piękna otoczka (czułe słówka, komplementy, niespodzianki, każda wolna chwila spędzana razem) i bardzo się o to czepiałam, bo bardzo mi tego brakowało. On to wszystko cierpliwie znosił, teraz już w zasadzie wychodzimy na prostą, chociaż dalej mi tego brakuje, ale wiem, że on ma za dużo rzeczy na głowie - szkoła i dużo pracy. Wiem, że robi to dla mnie, że chce odłożyć coś na wspólną przyszłość i wiem, że on po prostu potrzebuje spokoju, ale ja teraz też potrzebuję jego wsparcia z nauką tak jak kiedyś, rozmowy, pomocy. Najbardziej brakuje mi takiej szczerej rozmowy z nim o wszystkim, bo to, że zniknęła ta cała piękna otoczka, to rozumiem, bo doszło dużo obowiązków i nie mamy dla siebie czasu. Zresztą mężczyźni raczej nie potrzebują takich rzeczy. Dla niego ważne jest to, że po prostu jesteśmy razem. Wprawdzie mówi mi często, że mnie kocha, ale nie ma takiego romantyzmu jak kiedyś.
Jeśli chodzi o związek to nie boję się, bo bardzo się kochamy i mam nadzieje, że jak się trochę przyluźni z obowiązkami, to wszystko wróci do normy. Wydaje mi się, że ten brak chęci do rozmowy może wynikać z tego, że ostatnio podczas rozmów o wszystko się czepiałam i zawsze marudziłam, np. jeśli chodzi o tą moją niechęć do nauki, to ma już dość tego mojego marudzenia i mówi, żebym się wzięła w garść, bo wszystko sobie wymyślam i jestem na dobrej drodze do niezdania matury, a takie coś mi nie pomaga. Wygadałam się o tym wszystkim mamie, ale to poza wsparciem niewiele mi pomogło. Nie wiem, co się ze mną dzieje, jeśli chodzi o tę naukę. Wiem, że to kwestia mojej psychiki, tylko czuję się bezradna. Myślałam o tym, żeby pójść do psychologa, ale tak naprawdę, jeśli sama się nie przemogę, to przecież nic to nie pomoże. Nie wiem, czy mam jakiś problem ze sobą, dlatego po prostu potrzebowałam się wygadać, żeby ktoś obiektywnym okiem na to spojrzał, czy wszystko ze mną w porządku i to jakiś stres. Czy może jest coś ze mną nie tak, jeśli chodzi o tę naukę i o to moje czepianie się chłopaka.
Wracając do tej nauki to mam tak, że wieczorem nie mogę zasnąć, bo bardzo się stresuję, że nie zdążę się przygotować do tej matury, że nie dostanę się na studia, a jak się dostanę, to sobie na nich nie poradzę. Planuje sobie, że następnego dnia już się zaczynam uczyć, że zrobię to, to i to, że jak tak codziennie się zacznę uczyć to sobie poradzę i będzie dobrze, że dam radę. Tylko jak już przychodzi do tego, że mam siąść do nauki to nie potrafię. Strasznie mnie od tego odpycha. Jak już siądę to nie mogę się skupić i po 5 minutach rezygnuję, zaczynam robić notatki i mówię, to teraz chociaż zrobię notatki a później się tego nauczę, ale już teraz nie ma czasu, później, bo zostały tylko 3 miesiące. Cały czas chodzę i marnotrawię czas. Odczuwam taki lęk i tęsknotę za chłopakiem. Cały dzień chodzę, nieraz płaczę i czekam na wieczór aż się spotkamy, a przecież mogłabym się w tym czasie pouczyć. Szybciej by czas zleciał i wieczór poświęcić jemu bez stresu o maturę. Nie wiem, czy chodzi o to, że nie potrafię bez niego funkcjonować, czy tak ta myśl o tym, że nie mogę się tylko nauczyć na sprawdzian, ale muszę wszystko zapamiętać do matury. Podejrzewałam nawet niedoczynność tarczycy, ale wydaje mi się, że to tylko kwestia mojej psychiki. Nie wiem czy po za tym, żebym się przemogła i jakoś zorganizowała jest jakaś rada? Proszę o oponie. Pozdrawiam!