Jak uchronić się przed następną próbą samobójczą?
Witam serdecznie! Mam 33 lata i nie będę pytał czy mam depresję, bo właśnie do mnie dotarło, a raczej dopiero, o czymś takim przeczytałem i wiem, że to głęboka depresja. Od dłuższego czasu w moim związku przestało się układać, do tego doszła masa innych problemów, które tylko skumulowały nasze problemy. Moja była partnerka nie była przeze mnie prawidłowo doceniana, tak jak na to zasługiwała. Przez 7 lat związku zawsze mogłem na nią liczyć w każdej sytuacji, od drobnych rzeczy po naprawdę poważne sprawy, łącznie z opieką po poważnym wypadku, przy którym straciłem prawie życie. Powrót do zdrowia trwał bardzo długo i cały ten okras wspierała mnie jak tylko mogła, a ja tego nie doceniałem. Następnym moim pechem życiowym było odwieszenie wyroku z przed 7 lat za niedopłatę alimentacyjną. Odsiedziałem w areszcie 6 miesięcy, był to oczywiście pierwszy taki incydent w moim życiu i nigdy wcześniej nie siedziałem w więzieniu i to był gwóźdź do mojej trumny. W więzieniu również moja miłość mnie nie opuściła i dbała o mnie jak mogła i niczego mi tam nie brakowało, poza kontaktem z nią. Najbardziej brakowało mi rozmów, które były bardzo ograniczone. Z tego powodu praktycznie przez cały okres pobytu w areszcie były kłótnie, gdyż nie potrafiłem zrozumieć prostych rzeczy, takich jak to, że ona została równie samotna tu na wolności, jak i ja tam w zamknięciu. Po prostu sama nie dawała sobie rady ze swoimi problemami, a miała dwa razy więcej, bo jeszcze moje. Dwa miesiące po moim wyjściu z wiezienia rozstaliśmy się. Nie było to rozstanie w złości, a poprzedzone jak nigdy przez całe 7 lat, szczerą rozmową. Niestety dla mnie zakończyło się to próbą samobójczą i pobytem w szpitalu psychiatrycznym. To co czułem przez ostatnie 8 miesięcy idealnie pasuje do opisu stanów depresyjnych. Jak przeczytałem definicje depresji, to aż się popłakałem i trudno wyjaśnić czemu tak zareagowałem, ale jak przeczytałem objawy, które jak z szablonu były wyjęte z mojego przypadku to poczułem wielką ulgę, że nie jestem sam i że na pewno ktoś mnie zrozumie. Moje problemy są związane właśnie z rozpadem związku i z tym faktem nie potrafię sobie poradzić. Jedyną osobą przy której nie czułem lęków i czułem się bezpiecznie była właśnie ona. Nigdy wcześniej nie podejrzewałem, że to choroba, a raczej było dla mnie to normalne, że tak czuję. Problem się nasilił jak przestaliśmy się często spotykać. Problemy ze snem, brak apetytu strach przed zamknięciem oczu w samotności choćby na chwilę doprowadził do próby samobójczej. Ona chce mi pomóc wyjść z tego, ale tylko w roli przyjaciółki, rozmawia ze mną towarzyszy i jest mi wtedy bardzo dobrze. Czuję się jak kiedyś bezpiecznie i że nic mi nie grozi. Problem w tym, że gdy tylko się rozstajemy po kilku godzinach znowu dopada mnie to coś. Ponownie mam myśl, że szkoda, że jednak moje męki się nie zakończyły i machina rusza od nowa. Nie mogę zasnąć, czekam tylko aż się obudzi i napisze do mnie choćby SMS. Nie wiem co z tym zrobić? Czy zerwać wszelkie kontakty z nią, czy jednak nalegać i prosić o pomoc? Mam takie wahania, że raz błagam o SMS, o jakikolwiek kontakt a kilka chwil później nie chce więcej jej widzieć. Boję się sam siebie. Ze szpitala wypisałem się na własną prośbę, gdyż przebywanie z ludźmi tam chorymi pogarszał tylko moje samopoczucie i choć wiem, że bez pomocy sobie nie poradzę do szpitala na pewno nie wrócę. Może uraz przed zamknięciem po odbytym wyroku, a może po prostu jestem za normalny na takie towarzystwo. Proszę niech mi ktoś podpowie co robić? Jak się ratować? I przede wszystkim jak nie wykończyć nerwowo mojej byłej miłości, która z mojego powodu jest już sama kłębkiem nerwów. Nadal bardzo Ją kocham, ale nie wiem czy łatwiej będzie mi bez niej stanąć na nogi, czy jednak z nią? A co jeśli to nigdy nie minie? Wiecznie przy mnie nie będzie i nie mogę tego wymagać. Na razie odczuwam wielką chęć odpoczynku, wyspania się choćby tylko czy to coś zmieni? Proszę o wszelkie rady.