Mam niską samoocenę - czy moje problemy są związane z depresją?
Witam. Mam 16 lat i jestem dziewczyną. Nie wiem, co się ostatnio ze mną dzieje. Może zacznę od mojej historii. Pierwszym problemem - i sądzę, że to właśnie to jest jednym z głównych źródeł mojego złego samopoczucia - jest rozstanie z dwoma przyjaciółkami, jedna z nich była dla mnie bardzo ważna. W pierwszej kasie gimnazjum nie byłyśmy tolerowane przez resztę klasy. Zawsze byłyśmy nazywane: te nowe. Prawie nikt nie chciał z nami rozmawiać, ale głównie z tego powodu - czego się dowiedziałam niedawno - którym była właśnie moja przyjaciółka. Zaliczała się do tzw. lizusów, których nikt nie lubił. Ja jej nigdy nie opuściłam, zawsze ze mną wszędzie chodziła i mogła liczyć na moje wsparcie. Jednak w tym roku szkolnym wszystko się zmieniło. Wpadła w wir naszych koleżanek i kolegów i o mnie i wszystkim, co dla niej zrobiłam, niestety zapomniała. Teraz mówimy sobie tylko "cześć". Została mi tylko jedna przyjaciółka. Na początku było wręcz wspaniale, spędzałyśmy razem dużo czasu, rozmawiałyśmy nawet po nocach, jednak ludzie się zmieniają i zaczęły się sprzeczki; mam tego już pomału dość. W zeszłym roku ważyłam 80 kg. Nie wyglądałam zbyt atrakcyjnie. Koledzy wykorzystali moje kompleksy i zaczęli się ze mnie wyśmiewać. Przez nich w ciągu roku schudłam ponad 10 kg, jednak oni dalej, jednak już mniej mnie wyzywają, ale to rani mnie wciąż tak samo. Jestem w ostatniej klasie gimnazjum, więc mamy sporo nauki. Uczę się dużo, jednak moje stopnie bardzo się pogorszyły i tracę ochotę, by się poprawić. Bardzo zależy mi na tym, aby dostać się do mojego wymarzonego liceum, jednak z takimi ocenami mogę się nie dostać. Cierpię na atopowe zapalenie skóry i podczas tzw. ataku "wysypka" pojawia się tylko na twarzy, co strasznie mnie oszpeca. To jest tylko część moich problemów, jednak te uważam za największe. Oto moje objawy: od pewnego czasu nie mam ochoty na nic, płaczę z byle powodu i w ciągu ostatnich dni zauważyłam, że mam duszności. Jest coraz gorzej. Wszystko mogę znieść, ale najgorsze są te napady płaczu, których nie umiem powstrzymywać. Dzisiaj omal nie popłakałam się na lekcjach, chociaż nie było powodu. Przetrzymałam jakoś te godziny i po dzwonku szybko wybiegłam ze szkoły. Zaczęłam chodzić codziennie po lekcjach do kościoła, który sąsiaduje z moją szkołą. Odczuwam, że mi to pomaga, ale i tak nie do końca. Pójście do lekarza nie wchodzi w grę, ponieważ wiem, że moi rodzice mnie wyśmieją, że na siłę wymyślam sobie problemy. Co mam zrobić? Czy to depresja? Może są na to jakieś inne sposoby niż pójście do lekarza?