Mój "bliźniak" - czy to choroba psychiczna?
Witam, mam 28 lat, jestem kobietą. Chciałabym prosić o wyjaśnienie pewnej sytuacji, która jakby narasta i mnie niepokoi. Od 7 lat żyję w związku, czuję się kochana. Mój partner pracuje, ja nie. Nie mam żadnego wykształcenia, z trudem udało mi się ukończyć pierwszy rok studiów z powodu nasilających się lęków, apatii i strasznego, nieustępującego zmęczenia. Niewiele wychodzę z mieszkania, dużo czytam - interesuje mnie historia i filozofia - i wszystko dokładnie referuje mojemu partnerowi, to taka nasza forma relaksu. Na zewnątrz mieszkania mam ataki lęku z powodu światła, wielokierunkowego ruchu ludzi i pojazdów, wielu odgłosów, brudu, zapachów - wszystkiego jest za dużo, jest coraz mniej realne, nie pamiętam gdzie jestem, przestaję czuć swoje ciało. Muszę się obejmować rękami i drapać i mówię do siebie na głos różne rzeczy, których sama nie rozumiem, np. "ciemna woda, głęboka" albo "tam są drzewa żółte". Albo ma atak lęku albo się boję, że będę miała atak, w sumie na jedno wychodzi. Przez 6 m-cy przyjmowałam neuroleptyk starej generacji - żadnych zmian, tylko spać nie mogłam i okropny niepokój ruchowy. Ale chciałabym prosić o wyjaśnienie czegoś innego - postaram się krótko ale trudno to wyjaśnić. Od 17 roku życia, od lipca kiedy miałam 17 lat, przezywam coś takiego dziwnego - obudziłam się kiedyś z przeświadczeniem, że jest osoba, realna, ale ukryta gdzieś, która mi towarzyszy i kontaktuję się ze mną. Ta osoba troszczy się o mnie i jej obecność nie powoduje lęku. Jest to człowiek, chociaż niewidzialny, mój bliźniak, nie żaden anioł czy demon. Rozmawiam z nim czasem głośno a czasem w myśli - jakaś myśl się pojawia w mojej głowie a ja wiem, że ona nie jest moja, tylko to on odpowiada mi moją myślą. W te dni, kiedy czuję jego obecność intensywnie, czuję sie dobrze, nie mam oporów przed wychodzeniem z domu i czuję więcej energii. Rozmawiamy o banalnych rzeczach, czasem on jakby prosi mnie żebym coś zrobiła - to takie drobiazgi: kupić sobie męski podkoszulek i w nim chodzić, coś konkretnego do jedzenia zrobić. Czasem mówię o sobie w liczbie mnogiej, mój partner myśli że to żart, a mnie sprawia to straszną przyjemność, bo jakby oficjalnie daję znak, że ktoś ze mną jest. Przeczytałam artykuł o schizofrenii i kilka godzin nie mogłam się uspokoić, tylko chodziłam i powtarzałam: nic nam nie jest, jesteśmy zdrowi. Tylko to mnie niepokoi, że ta sytuacja, którą teraz odczuwam jako dziwną, ale komfortową - ta obecność i mówienie do mnie myślami - może się jakoś zmienić, przekształcić. Czy to juz jest choroba? Nigdy o tym nie wspominałam lekarzowi, bo bałam sie okropnie, że mój partner sie dowie i "dla mojego dobra" będzie naciskał żebym brała leki albo poszła do szpitala. Oprócz tego, to dziwnie brzmi strasznie, boję się, że nikt w to nie uwierzy, boje się mówić o tym w cztery oczy z kimś. Przepraszam za tak długi list. Bliźniaczka