Mój narzeczony zażywa marihuanę - co robić?
Witam, mam 24 lata. Od niemal 10 lat jestem w związku, mój partner ma na imię P. i ma 26 lat. Tak ułożyło mi się w życiu, że moja pierwsza miłość, okazała się tą jedyną. Niestety na drodze do szczęścia stanęło wiele problemów. Jestem z natury osobą spokojną, zrównoważoną, nie lubię hałasu ani tłumów ludzi, za to cenię sobie spokój, ciszę, porządek, a także lubię mieć plany i dążyć do ich realizacji. Dzięki temu moje życie jest również uporządkowane. Moim przeciwieństwem jest mój partner, ta różnica między nami zbliżyła nas do siebie i myślę, że dzięki niej jesteśmy razem tyle czasu. Wypełniamy się wzajemnie, a w naszym życiu raz jest spokój, raz szaleństwo. W przeciągu tych 10 lat naszego związku zmagaliśmy się z wieloma problemami, na szczęście zawsze udało nam się wszystko przetrwać. Wiadomo, osoba młoda musi się wyszaleć, wyszumieć, spróbować wszystkiego, choć ja sama odbiegam od tej normy, niestety P. nie.
Gdy byliśmy nastolatkami przebywaliśmy w tzw. „grupie przyjaciół”. Na początku było naprawdę dobrze, potem jednak z biegiem czasu do naszej grupy dołączył alkohol, narkotyki itd. P. od zawsze był podatny na wpływy innych, kierował się bardziej tym co inni mówili i robili, niż on sam uważał za słuszne, w efekcie najpierw walczyłam, aby nie popadł w alkoholizm, następnie pojawiła się marihuana. To wszystko dla mnie było zawsze bardzo trudne dlatego też, że sama chciałam się trzymać do tego z dala, mając świadomość, że tego typu używki niczego dobrego nie wróżą. Więc ja jako ta spokojna i zrównoważona, starałam się pomóc P. w podejmowaniu odpowiednich decyzji, kierować go na tę dobrą drogę. Owszem popełnił kilka „wpadek”, ale udało się nam przejść przez okres dojrzewania, wyborów itd. Przynajmniej tak mi się wydawało.
Po pewnym czasie stare znajomości i kontakty się urwały, wiadomo każdy poszedł w swoją stronę. Miedzy mną a P. układało się dobrze. Wiadomo czasem sprzeczki o jakieś drobiazgi, różnice w poglądach itd. były, ale to jest normalne. Z tych młodzieńczych lat pozostał jeden problem, mianowicie marihuana. Nigdy nie palił tego dużo i często, czasami z kolegami. Wiele razy rozmawialiśmy o tym i miałam wrażenie, że zdaje sobie sprawę z niebezpieczeństwa jakie za sobą niesie tego typu używka. Nic bardziej mylnego! Jakieś 4 lata temu przez przypadek dowiedziała się, a raczej złapałam go na gorącym uczynku. Przeszliśmy wtedy poważną i długą rozmowę. Pamiętam przerażający ból jaki czułam dowiedziawszy się o tym jak mnie okłamał, zranił. Nie potrafię tego opisać. Tak czy inaczej rzucił to, tak powiedział. Czas leciał dalej, starałam się zaufać mu na nowo. Widziałam jak się stara naprawić to wszystko i że naprawdę żałuje. Jednak byłam bardziej ostrożna, nie jestem ekspertem w dziedzinie wykrywania narkotyków. Niektórzy twierdzą, że to widać, ja nic nie widzę. Tak czy inaczej wszystko zaczęło się układać.
W tamtym roku zaczęłam podejrzewać, że znów zaczął. Dostał pracę, poznał nowych ludzi, nowe życie i odsuną się ode mnie. Przeżyliśmy wtedy kryzys, ale wszystko się uspokoiło i wróciło do normy, kiedy to wyjechał za granicę do pracy. Dwa miesiące później załatwił mi pracę i pojechałam do niego. Podświadomie cały czas obserwowałam go, żeby kolejny raz w razie problemu dostrzec go wcześniej. Nie wiem czy nic nie widziałam czy nic nie było. Byliśmy w Holandii. Przez kilka miesięcy było cudownie, pracowaliśmy w tym samym miejscu, razem mieszkaliśmy. Jedyną rzeczą, która była dla mnie niepokojąca to jego zachowanie, czasem dziwne (bez powodu miał zły nastrój itp.). Ale nie widziałam by palił, przecież mieszkając z nim pod jednym dachem zauważyłabym.
P. pojechał do Polski na urlop 2-tygodniowy. Po powrocie był inny, boję się nawet myśleć o tym, że palił znowu okłamując mnie. Pytałam go milion razy, zawsze zaprzeczał, był naprawdę przekonujący. Zawsze gdy oskarżam go o coś, a on jest niewinny złości się, wtedy mam pewność, że mówi prawdę. Przez to, że naprawdę szczerze go kocham, może wierzę w to co chcę, nie wiem. Finał całej tej skróconej historii jest niestety zły. W poniedziałek dowiedziałam się, że pali. Może nie powinnam była tego robić, naruszyłam tym jego prywatność, ale miała przeczucie i chciałam je sprawdzić. Gdy wyszedł z pokoju sprawdziłam jego telefon. Oprócz wiadomości ode mnie, zauważyłam kilka wiadomości od jego „kolegi”. Pierwsze kilka treści wysłał mój partner z pytaniem „składamy się na coś”, innym razem to kolega pisał pierwszy. Odstęp był nie wielki, P. pisał w sobotę, a kolega w poniedziałek, przecież to zaledwie dwa dni! Poczułam się jakby ktoś wbił mi sztylet prosto w serce. Stało się coś czego tak się bałam, z czym walczyłam, dla mnie to jak koniec świata. Mieliśmy wspólne plany, mieliśmy się pobrać, założyć rodzinę, a tu nagle po 10 latach związku koniec wszystkiego w co wierzyłam.
Od poniedziałku nie rozmawiałam z nim, raz napisał pytając jak się czuję. Kompletnie nie wiem co mam zrobić, mam mętlik w głowie. Przede mną rozmowa z nim, muszę dowiedzieć się jak długo to wszystko trwa, jak długo mnie okłamuje. Boję się, ale chce znać prawdę. Zastanawiam się „dlaczego” to zrobił. Przecież w naszym związku było wszystko dobrze, nie ma żadnych problemów, jest zdrowy, ma wspaniałą rodzinę, dach nad głową. Nie rozumiem co nim kierowało i jak mógł mnie okłamać, jak mógł patrzeć mi w oczy i tak kłamać?! Rozmawialiśmy ostatnio o naszej przyszłości, wierzę mu we wszystko co mówił wiem, że mnie kocha i zależy mu na nas. Ale czy chęć zapalenia może być silniejsza od zdrowego rozsądku? Przecież miał świadomość, że dowiem się w końcu i tym samym przekreśli naszą przyszłość. Może to wszystko moja wina, może to ja gdzieś popełniłam błąd. Mam tyle myśli na raz w głowie, że nie radzę sobie. Nie radzę sobie z samą sobą ani z P., bo nie wiem co mam zrobić w tej sytuacji. Z jednej strony nie wyobrażam sobie życia bez niego, a z drugiej życia z nim, bo nie wiem czy jestem w stanie mu zaufać na nowo kolejny raz. Jak ja mam mu pomóc, jak mam pomóc nam, przecież w grę wchodzi nasze życie to czy będziemy szczęśliwi. Mam świadomość tego, że P. ma problem i chcę jeśli mogę pomóc mu we wszystkim, ale jak?! Nie wiem już czy moja obecność w jego życiu mu pomaga czy szkodzi. Bardzo proszę o pomoc, o radę bym wiedziała jak postąpić. Chcę jak najlepiej dla niego, dla mnie i dla nas. Pozdrawiam