Odstawiłam leki, a teraz czuję się fatalnie. Co robić?
Witam. Mam na imię Ewa i mam 18 lat. Zacznę od początku... Mniej więcej rok temu zdiagnozowano u mnie zaburzenia depresyjne. Chodziłam więc do psychiatry i przyjmowałam leki. Po jakimś czasie leczenia zaczęło mi się poprawiać, było OK, czułam się dobrze. Z czasem brałam leki coraz rzadziej, ponieważ zapominałam o tym i przestałam o to dbać, gdyż, jak wspomniałam wyżej, czułam się dobrze. W końcu całkowicie odstawiłam antydepresanty i nie biorę ich już od ponad pół roku. Teraz widzę, że to było głupie posunięcie.
Od kilku dni mam tzw. "doła", zupełnie bez powodu. Szkoła nie jest dla mnie problemem, bo mam nauczanie indywidualne, dzięki czemu nie mam już kontaktu z moją toksyczną klasą. Jedynie maturą się przejmuję, bo jestem bardzo nerwową osobą i boję się, że ten cały maturalny stres mnie przygniecie. Ludzie dookoła mnie irytują, znów zaczynają pojawiać się myśli, że życie nie ma sensu. Znów mam ochotę płakać oraz zasnąć i nigdy się nie obudzić. Ale wiem też, że nie mogłabym się zabić. Jestem zbyt wielkim tchórzem i za bardzo żal mi samej siebie.
Kiedy powiedziałam mamie, że znów zaczynam się źle czuć, to wyniknęła z tego tylko kłótnia. Mama mówiła, że nie powinna była mi wierzyć, że już te leki nie są mi potrzebne, że nie będzie robić z siebie idiotki przed lekarką i że jestem już dorosła, więc sama powinnam sobie wszystko załatwiać. Ja w ogóle nie rozumiem tego jej toku myślenia...Teraz pozostaje mi "tylko" pójść do mojej lekarki po kolejną receptę na antydepresanty. Ale tutaj znów pojawia się problem. Nie lubię gdziekolwiek chodzić sama, zawsze muszę z kimś (co też jest problemem, bo nie należę do osób lubianych). W dodatku nie wiem nawet, jak tam trafić, gdyż w moim mieście jest teraz przebudowa dworca i autobusy jakoś dziwnie kursują, a ja w ogóle nie mam orientacji w terenie, kiedyś, mając 10 lat, zgubiłam się nawet w bloku!
Ponadto nie lubię mojej psychiatryczki. Ona kiedyś prosto w twarz mi powiedziała, że jestem głupia i dlatego nie powinnam się dziwić, że nie mam przyjaciół. Dobra, zdaję sobie sprawę, że w wielu sytuacjach zachowuję się głupio (to wynika z mojego zdenerwowania) i jestem bardzo dziecinna, ale to nie powód (jeszcze dla lekarki!) żeby mnie tak wprost obrażać! Miałam ochotę ją wtedy uderzyć. Nie chciałabym znów jej widzieć. Jeszcze jedna sprawa mnie zastanawia, właśnie ta moja nerwowość. Ona zawsze była, niezależnie od tego, czy się leczyłam, czy nie.
Praktycznie w każdej sytuacji się denerwuję, czy to w szkole, kiedy muszę odpowiadać przy tablicy, czy to kiedy idę do kogoś na urodziny, a nawet wtedy kiedy poznaję nowe osoby. W takich sytuacjach serce mi strasznie bije, mam wrażenie, jakby mi miało wyskoczyć z klatki piersiowej, niesamowicie się pocę, głos mi drży i cała się trzęsę. Zastanawiało mnie to kiedyś i zrobiłam badania na niedoczynność i nadczynność tarczycy, gdyż miałam wszystkie ich objawy, ale nic nie wykazały. Czy to może być fobia społeczna? I czy można być jednocześnie chorym na depresję i fobię społeczną? Z góry dziękuję za odpowiedź, cieszę się, że istnieje taki portal jak ten :) Pozdrawiam!