Po co mi zaświadczenie o niezdolnosci do pracy i czy coś mi się należy z tego tytułu?

Witam was, nie wiem co mnie skłoniło do napisania tego, może dlatego, że już sama sobie pomóc nie potrafię. Czytałam większość postów i nigdzie nie widziałam podobnych problemów do moich, zacznę od początku. Gdy chodziłam do zerówki wszystko było OK. Nie zważałam na komentarze dotyczące mojego wyglądu itp., bo miałam rodzinę, chociaż koleżanki i koledzy wytykali mnie palcami, bo nie miałam ani ładnych cuchów, ani butów, wszystko dostawała siostra starsza ode mnie, ciężko mi o tym pisać, bo wolałabym zapomnieć, bo tak najłatwiej, ale nie daję sobie rady już, nawet psycholog przepisał mi tabletki na depresję, ale po nich zaczęły się dziać jeszcze gorsze rzeczy. Nie mogłam sypiać, bo śniła mi się rodzina, która mnie bardzo zraniła - do dziś boję się spać, biorę tabletki na sen, ale nie pomagają, a biorę maksymalną dawkę. Pod koniec 6 klasy siostra, której nie chcę wspominać i pamiętać, poznała chłopaka starszego od siebie - dziś ma 26 lat, ona 23, a ja 19. Wszystko było dobrze do czasu, gdy nie zamieszkał u nas - wolałabym pisać u nich, bo nie chcę mieć z nimi nic wspólnego i przepraszam z góry za błędy. Od czasu gdy zamieszkał dziwnie się zachowywał w stosunku do mnie, puszczał filmy pornograficzne gdy jej nie było, dobierał się do mnie w taki sposób, że nie mogłam odejść, był zbyt silny. Na jej 18-tkę złapał mnie i chciał wsadzić gdzieś rękę, zaczął przychodzić co noc, mówił mi, że każdą może mieć - to, co opowiadam to jest bardzo krótkie streszczenie tego. Gdy skończyła 21 lata zaszła w ciążę z nim, byłam zła na siebie, bo wiedziałam, że źle robi, że ja coś zrobiłam źle, obwiniałam się, szukałam wsparcia w każdej nieznajomej osobie, w każdym chłopaku jakiego miałam i każdy mi mówił, że wszystko będzie dobrze, ale potem mnie rzucali - wpadłam w jeszcze większą depresję, bo nie potrafiłam się pozbierać. Po 10 nieudanych związkach chciałam jak najszybciej uciec stamtąd, zapomnieć o bólu, cierpieniu, o nich, o tym kim jestem, skąd jestem i gdzie się urodziłam. W szkole mi gorzej szło, przestałam wychodzić na dwór, często się dołowałam, głodziłam się, nie chciałam z nikim rozmawiać, wolałam siedzieć sama w pokoju. Gdy urodziła dziecko chciałam jechać do szpitala w odwiedziny - był on i ja, niedaleko jakiegoś lasu się zatrzymał, powiedział, że zrobimy to tu i teraz - wystraszyłam się, mówiłam „nie”, gdy zobaczył we mnie gniew, gdy krzyczałam powiedział, że żartował. Pojechaliśmy do niej. Ona już wtedy zaczęła mnie nie lubić, nie wiem czemu, w dzieciństwie zawsze razem się trzymałyśmy kocham ją, ale nie potrafię się pogodzić z tym, nie wytrzymałam tego cierpienia, tego wszystkiego co działo się od 6 klasy do 16. roku życia i powiedziałam jej - wkurzyła się, zaczęła płakać, a ja poczułam się lepiej, bo jej w końcu powiedziałam co mnie boli. Myślałam, że porozmawia ze mną, ale ona wyszła z pokoju, po kilku godzinach wróciła wesoła jakby nigdy nic, nie odezwała się, pojechała na 5 dni do niego - wzięła brata, brat też miał z nim dobre kontakty od zawsze. Następnego dnia powiedziałam rodzicom - matka nic na to, ojciec powiedział, że każe mu się wynieść, nie dotrzymał słowa, zabolało mnie to, zaczęłam nienawidzić wszystkich chłopaków i rodzinę, znajomych, przyjaciółki, bo zawsze się wywyższały, nigdy nie potrafiłam odmówić pomocy innym, zawsze byłam, gdy potrzebowali, ale oni nie - odwrócili się ode mnie wszyscy. Straciłam nadzieję, zaczęłam się ciąć za każdą przykrość, za wszystko, za każde słowo, cięłam się coraz częściej, nie jadłam tylko paliłam 3 paczki dziennie minimum, nie wychodziłam na dwór, zawsze miałam zasłonięte zasłony, nie chodziłam do szkoły. Często miałam wrażenie, że nikt mnie nie lubi i tak było - spotkałam chłopaka, był miły, myślałam, że będziemy ze sobą, że pomoże mi wyjść z tego, spojrzeć na świat inaczej niż inni moi byli, obiecywał, wspierał mnie, ale po jakimś czasie znudziłam mu się, stwierdził, że jestem zbyt dziecinna chociaż nie miał powodów by tak twierdzić - prosiłam go żeby tego nie robił, żeby odpisał, że jadę do niego, ale nic, tak po prostu zerwał, odszedł ode mnie. W wieku 17 lat postanowiłam się zmienić na gorsze, sama nie wiem na jakie, może na dobre - poznałam chłopaka, z którym do dziś jestem, ale nie potrafię pokochać i zaufać, boję się zranienia kolejnego i powrotu do domu, do nich, do osób, które mnie nienawidzą, nie szanują, są złe i mi nigdy nie pomagały - gdy powiedziałam rodzeństwu o tym śmiali się ze mnie, że kłamie, ja się popłakałam. Tego dnia chciałam to zakończyć, ale nie potrafiłam, z każdym dniem tęskniłam za nimi, nie mogłam znieść tego bólu. Moja matka też ma depresję i nikt jej nie pomógł, oboje są chorzy, ojciec jest alkoholikiem - dzień w dzień pije z tego co wiem. Ostatnio odwiedziłam ich rok temu, kupiłam mu piwo, chciałam jakoś pogodzić się, nie wiedziałam, że wpadł aż tak w alkoholizm, zaczęli mi mówić, że jestem upośledzona, bo daje mu jeszcze piwo, a ja nie wiedziałam. Obgadywali mnie z siostrą na gg i mojego chłopaka, lecz teraz jest inaczej - chłopaki zaczęli mnie podrywać, rodzina wydzwania czasami, lecz ja już nie chcę ich znać, bo nigdy mnie nie przeprosili. Zaczęłam się mścić na chłopakach za to co oni mi zrobili, czułam ból i zadowolenie, że tak robię, dla mnie ich ból był zadowoleniem, stałam się taka, jaką bym nie chciała być, jak rodzina bez miłości nie kochająca się. Za każdym razem, gdy ktoś się pytał jak tam rodzina wypierałam się ich, ale nadal tęsknię, a zmienić się nie mogę, nie potrafię, czasami mam dni załamania, a czasami jest tak, jakby nic mi nie było. Nie wiem czemu, ale dalej nie wchodzę na dwór. Boję się spać w nocy, kilka razy połknęłam tabletki, chciałam się zabić, nie chciałam żyć bez nich, bo ich potrzebuję, ale też nienawidzę i nie chcę się do nich przyznawać, bo oni nigdy mnie nie zrozumieją ani nie odwiedzą, a tym bardziej nie pomogą. Zawsze były dla nich ważne pieniądze. Mam dni takie, że wychodzę na dwór i dni takie, że nie chce patrzeć na siebie w lustrze, a tym bardziej wychodzić. Nienawidzę swojego imienia i nazwiska, to jest ciężkie, jest wiele rzeczy jeszcze, ale boję się o tym mówić. Ostatnio, gdy odwiedziłam ich brat powiedział: „nawet jeśli masz rację, to i tak byś nie wygrała w sądzie, bo on ma szkołę” - tak, ma szkołę, a ja nie - gdy zaczynałam chodzić to ja rzucałam, bałam się prawdziwej siebie. Chcę być inną osobą, nie mogę znieść myśli, że mówią mi, że jestem podobna do matki. Gdy mi coś nie wychodzi mam ochotę się zabić, ale wiem, że zranię tym nie tylko siebie, ale i bliskich, czyli chłopaka, bo tylko jego interesuje moje życie i jego rodzinę, a przede wszystkim Boga. Od 6 klasy rozmawiałam z nim, wierzyłam w niego, zawsze miałam nadzieję, że będzie lepiej. Wiem, że istnieją osoby z większymi problemami niż ja i im współczuję, bo „bez cierpienia nie ma współczucia”. Czasami, gdy jestem mila dla innych, ludzie to wykorzystują. Nie wiem co mam robić. Proszę, pomóżcie mi, boję się, że kiedyś nie wytrzymam i się powieszę, nie panuję nad nerwami, nad tym wszystkim. Chodzę do psychiatry od dwóch lat i bez skutku, mój umysł walczy skutecznie z tabletkami. Lekarz chce mi wypisać zaświadczenie o niezdolności do pracy - chciałabym wiedzieć, czy coś mi się należy za to i po co jest to zaświadczenie. Pozdrawiam

KOBIETA, 20 LAT ponad rok temu

Witam!
Przeżywa Pani wiele problemów, na które niestety nie ma prostego rozwiązania. Pani trudności związane są z różnymi sferami życia, przez co Pani samopoczucie może być stale obniżone. Warto, żeby oprócz korzystania z pomocy psychiatry, rozpoczęła Pani także psychoterapię. Leki mogą pomóc ustabilizować Pani stan psychiczny, jednak nie rozwiążą emocjonalnych problemów. Psychoterapia jest natomiast możliwością przepracowania trudnych wspomnień i emocji, zrozumienia co zaszło w Pani życiu i jak sobie z tym poradzić. Sądzę, że może to być dla Pani możliwość poukładania sobie życia i zamknięcia wcześniejszego okresu, co pozwoli pójść naprzód.
Dobrze byłoby, gdyby zdecydowała się Pani również na korzystanie z pomocy innych osób, które będą mogły Panią otoczyć wsparciem i zrozumieniem. Polecam grupy wsparcia i telefony zaufania. Na grupach wsparcia może Pani dzielić się swoimi problemami z osobami, które mają podobne do Pani doświadczenia. Na takich spotkaniach panuje przyjazna i bezpieczna atmosfera. Telefony zaufania to możliwość rozmowy w tych chwilach, kiedy jest Pani ciężko i nie ma się Pani do kogo zwrócić.
Warto  znaleźć taką pomoc, z której będzie Pani jak najwięcej korzystać i która pozwoli wpłynąć na poprawę samopoczucia.

Pozdrawiam  

0
redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

Patronaty