Skąd biorą się zimowe stany lękowe, ucieczka w samotność, apatia i pustka?
Witam, nigdy wcześniej nie szukałam odpowiedzi na tego typu forach, ale dziś przyszedł taki czas, że mam ochotę się wylać. Mam 31 lat, jestem w związku z jednym człowiekiem od 12 lat. Zawodowo pracuję jako wolny strzelec – fotograf, działam też jako aktywistka w obszarze kultury i sztuki. Wydawałoby się, że moje życie jest kolorowe, ale to tylko złudzenie, złapałam się na tym, że czuję się coraz gorzej, szczególnie zimą kiedy za oknem nie ma słońca, dzień kończy się zbyt szybko, a ja kończę się razem z nim, zaszywam się w sobie i coraz mniejsza ochotę mam uczestniczyć w jakimkolwiek życiu towarzyskim, nie mam siły na odbieranie telefonów. Bywają takie dni, że jedynie odbieram od mojego mężczyzny, bo nie czuję niepokoju czy też leku przed rozmową, ale każdy inny znajomy telefon od osób, które bardzo kocham, przyjaciół robi się dla mnie niepokojący. Mam w związku z tym ogromne poczucie winy i lęku przed spotkaniem z nimi. Czuję się wtedy sztywna, zamknięta w sobie, zalewa mnie pot i nie kontroluję słów, które wypowiadam. Moi przyjaciele mnie bardzo kochają i rozumieją, bo sami mają swoje spadkowe stany. Ostatnio zdałam sobie sprawę, że wszyscy są już po terapii lub w trakcie terapii lub w trakcie leczenia farmakologicznego. Mamy dla siebie dużo empatii i zrozumienia, dlatego tym bardziej czuję się zaniepokojona moimi ucieczkami w siebie samą. Zdaje sobie też sprawę, że nie potrafię wytrzymać długą sama ze sobą, że kiedy tak jestem sama na sam zaczynam drążyć w sobie swoją wartość, nijakość, marność, słabość, niechęć do życia, obrzydliwość, egoistycznie poczucie wartości, chęć skupienia uwagi innych na sobie itd., łapię się też na tym, że mam poczucie winy za czyjeś złe samopoczucie, i zaczynam wszytko rozbić, żeby ta osoba się poczuła dobrze. Wydaje mi się też, że każdy robi bardzo oryginalne rzeczy i mówi mądrze, natomiast ja nigdy nie mam nic mądrego do powiedzenia, często się zamykam, odcinam kontakt z otoczeniem, stawiam barykadę i staję się chłodna i nie mam pojęcia czemu tak robię, bo w głębi duszy chce mi się poznawać ludzi. Kiedyś byłam otwartą osobą, bywało duszą towarzystwa o silnej, wyrazistej osobowości, a dziś czuję się słaba, przezroczysta, bez wyrazu, bez ciekawości do świata, bez otwarcia do ludzi, uciekająca, obserwująca z lękami… Czytam w odpowiedziach: „skontaktuj się psychologiem lub psychiatrą” - tutaj tworzy się następna bariera finansowa, nie stać mnie na rozpoczęcie cyklicznej terapii poznawczej czy każdej innej, a nawet gdyby pojawił mi się zastrzyk gotówki za chwilę skończyłby się i nie wyobrażam sobie nagłego zostania z rozgrzebaną głową! Już kiedyś nawet przyszło mi do głowy zaproponować barter za terapię (jako fotograf), ale chyba nie mam odwagi. Przeszukałam fora i są państwowe placówki świadczące darmowe usługi, ale w konkretnych przypadkach takich jak AA, DDA, DDD. Mam w sobie ogromną chęć rozpoczęcia pracy nad sobą, chociaż by od dziś, bo już znieść nie mogę samej siebie i zdaję sobie sprawę, że na własne życzenie oddalam się od ludzi. To był jeden z wątków z mojej głowy, który nie daje mi spokoju, ale gdyby tak głębiej wejść tematów się robi wiele, a złożoność ich jest nieskończona, począwszy od dzieciństwa, kończąc na relacjach z partnerem. Bardzo proszę o rozsądną poradę!