''Umierałam'' po trawce - skąd to sie wzięło i co to było?
Zaczęłam palić. Paliłam prawie 7 miesięcy (to mało, tak mi się wydaję). Przez cały ten czas po każdym ''buchu'' było tak jak być powinno. Normalny stan po trawce... Któregoś dnia, który dzień ten był dniem jak co dzień zapaliłam ''inaczej'' (wiaderko, z którego nie pierwszy raz paliłam). Usiadłam na tapczanie i zaczęłam się delikatnie dziwnie czuć. Najpierw czułam jakby moja głowa zmieniała kształt, czułam coś dziwnego w moim mózgu. Serce zaczęło mi wolno bić, tak wolno, że słyszałam je dokładnie i na całym ciele czułam odbicia. Zrobiło mi się bardzo duszno... podeszłam do okna, żeby nabrać świeżego powietrza. Osoby, które były przy mnie mówiły, że wbijam sobie głupi schemat. Ja wiedziałam, że to wszystko dzieje się naprawdę. Zaczęłam pić mleko (po którym powinno mi trochę zejść, jeśli to był ''schemat'') - nie zeszło nic. Czułam się coraz gorzej. Zaczęłam na przymus jeść, chociaż miałam ściśnięte gardło. Usiadłam. To było jak takie zejście w dół. Czułam, że odchodzę, umieram. To był dla mnie koniec. Błagałam, żeby zabrali mnie do szpitala. Byłam w takiej desperacji, że chyba bym pobiegła do niego sama. Pojechaliśmy. Stojąc na przystanku zaczęłam czuć, że mam coraz mniej śliny i suche gardło. Nie mogłam nic przez to powiedzieć, aż się napiłam. Cały czas czułam się jak w jakimś śnie. To wszystko było takie dziwne, niepoważne.
Będąc w poczekalni w szpitalu, zrezygnowałam, bo poczułam się minimalnie lepiej. Wróciłam do domu. Nie czułam już, że umieram, serce brzmiało normalnie, ale mimo to dalej miałam całe życie jakby za mgłą. Po jakimś czasie chciałam zapalić. Chciałam wiedzieć czy będę miała to samo. I było. Już nie tak tragicznie jak za 1 razem, ale było tak jak być NIE POWINNO. Po prostu dziwnie. Zostawiłam kumpli i poszłam do domu. Takie próby zrobiłam dwa razy. Od 8 miesięcy nie palę. Boję się tego stanu jak niczego innego na świecie. Chciałabym wiedzieć, co mi było. Co się stało, że nagle ''umierałam''. Do czego mój stan był podobny?