Wszyscy na mnie liczą, a ja nie daję już rady. Czy to depresja?
Witam. Od jakichś 2 lat coraz mniej jest mnie we mnie. Już nie śmieję się tak jak kiedyś, nie jestem optymistą, którym zawsze byłem wspierając przy okazji innych. Za każdym razem kiedy jestem szczęśliwy martwię się, że za moment wydarzy się coś złego, co zabierze mi szczęście.
Wszystkim się stresuję - dosłownie wszystkim - remontem, zdrowiem żony, syna, moich rodziców. Kredytem, pracą, tym co ktoś o mnie pomyśli, etc. Nie wiem co się ze mną dzieje, nie mogę nad tym zapanować popadam w jakieś straszne czarnowidztwo.
Zaczęło się w momencie, kiedy kupowaliśmy z żoną mieszkanie i pojawiły się problemy z kredytem, ale wybrnęliśmy z tego. Później urodził się syn, zacząłem się denerwować, że nie mogę zamieszkać w moim mieszkaniu, ponieważ nie mogę znaleźć pracy w mieście, w którym kupiliśmy mieszkanie.
Od tego momentu minęło około 2 lat, mam już nową pracę, ale nie mieszkamy w naszym mieszkanku ponieważ przez strach przed ewentualnym nieprzedłużeniem umowy bałem się wymówić najem osobom wynajmującym. Mieszkamy więc u teściów. Codzienne dojazdy do pracy z miejscowości teściów jest dla mnie koszmarem, wydaje mi się, że życie ucieka mi przez palce. Mało widuję się z synem, boli mnie to, ponieważ on coraz mniej zwraca na mnie uwagę.
Już niedługo mamy zamieszkać u siebie, ale czeka nas remont, z którym również wiążą się moje obawy, ponieważ chcę go przeprowadzić bardzo gruntownie i chcę załatwić wszystkie zgody, ponieważ boję się, że sąsiedzi doniosą - tyle tylko, że uzyskiwanie tych zgód również mnie stresuje, ponieważ obawiam się odmowy np. ze strony spółdzielni.
Czuję się jakbym popadał w paranoję, jestem w matni lęku i nie wiem jak z niego wyjść. Najgorsze jest to, że wszyscy wokół oczekują ode mnie siły i wsparcia, a ja sam juz sobie nie radzę, czuję się debilem nie rozumiejącym przepisów podatkowych (ostatnio problem z US), budowlanych, bankowych, etc. Czuję się jak życiowy nieudacznik, a muszę udawać, że jest ok.
Ze względu na duże wydatki nie stac mnie na prywatną terapię, a na NFZ są zajęte miejsca na 6 miesięcy do przodu. A ja już dłużej nie potrafię ze sobą wytrzymać i przez oczekiwania innych nie mam się komu wyżalić, przez co się zmieniłem - jestem zamknięty w sobie, nie uśmiecham się, gnuśnieję sam w sobie, burczę na innych.