Co się dzieje? Niespełniona miłość... depresja...
Witam, mam 17 lat. Tak, wiem, że chyba trochę zbyt młody jestem na jakąś depresję. Ta historia może zabrzmieć trochę banalnie, ale kilka lat temu (dokładnie 3) zakochałem się w pewnej dziewczynie. Nie znałem jej zbyt dobrze, gdy chciałem się z Nią umówić Ona odmówiła. Definitywnie. Nie ma nadziei, a ja nie szukam pocieszenia. Piszę, gdyż od tego czasu mam problemy; źle sypiam lub śpię zbyt dużo, wciąż jestem smutny i rozdrażniony, brak mi apetytu, zacząłem strasznie przejmować się wyglądem... Ale jakoś przywykłem. Kilka tygodni temu to wszystko się nasiliło, bardzo nasiliło. Nie potrafię się skupić, czasem mam olbrzymią ochotę płakać (wszędzie: u lekarza, w sklepie, szkole itp.), lecz nie mogę. Mam huśtawki nastrojów, ciągle mam wrażenie, że jestem chory. Nie jestem w stanie poukładać myśli, nie potrafię się zmobilizować... A najgorsze jest ciągłe poczucie winy. Do tego doszły myśli samobójcze. Częste. Wydaje mi się czasem, że jak gdyby uzależniłem się od snów, a te są wciąż takie same. Ja i Ona razem, na plaży. Nie wiem skąd mam taką wizję. Częstym zjawiskiem jest też poczucie bezradności, bez przerwy pragnę coś tworzyć, ale nie daje rady, czuję jakiś taki wewnętrzne ciepło, ale nie takie przyjemne, wręcz odwrotnie. Wciąż i wciąż o Niej myślę. Zdarza mi się również "zawiesić", stracić kontakt z otoczeniem na parę s/min. Boję się przyszłości. Nie czuję się samotny, raczej odtrącony. Choć z drugiej strony nie interesują mnie inni ludzie. Może to tylko "młodzieńcza miłość", może dramatyzuję. Nie wiem i dlatego właśnie pisze, bo poszukuje odpowiedzi. Z góry dziękuję.