Co ze mną dalej będzie?
Trochę o mnie: 34 lata, żonaty, dziecko, od 14 lat informatyk w dużym urzędzie - wygląda miło i całkiem fajnie, ale tak nie jest :( Wiem doskonale, że mam depresję (38 w skali Becka, 12 lat temu miałem już leczoną depresję) i jeszcze jakieś natręctwa w postaci makabrycznych wręcz myśli. Akualny stan nasila się od ok. 3 lat. Nie mam siły żyć ani siły na cokolwiek, zamknąłem się w sobie, odciąłem do żony, synka, rodziny. W pracy gram wesołego, miłego faceta. Ale ostatnio przestaje mi to wychodzić. Współpracownicy zaczynają się dopytywać, co mi jest, czemu jestem taki smutny i bardzo przygnębiony. A ja? Ja mówię, że to zmęczenie i tyle. Z żoną właściwie nie rozmawiamy już wcale. Tylko zdawkowe uwagi typu: jak w pracy? co na obiad? itp. Żyjemy obok siebie. Przestaliśmy sypiać w jednym łóżku, teraz z żoną śpi nasz 3-letni synek. Mam bardzo zaniżoną samoocenę, ciągłe myśli, że jestem kiepski, do niczego się nie nadaję, że najlepiej byłoby, gdybym umarł, a żona wreszcie będzie wolna, nie będzie mnie i nie będę dla niej i dla wszytkich problemem. Potrafię nagle zapatrzyć się w jeden punkt i tak trwać przez godzinę. Nic do mnie nie dociera. Nic mnie nie cieszy, żyję tylko na siłę i z obowiązku wobec synka i żony. Te stany smutku, lęku i niemocy przeplatają się z wręcz tryskaniem energią, radością. Ale te "dobre" stany są coraz krótsze i coraz rzadsze.