Czy jestem zwyczajnie przewrażliwiona?
Witam, mam 19 lat i od dłuższego czasu borykam się z problemami ze swoim samopoczuciem. Właściwie to zaczęło się chyba w podstawówce, gdzie często byłam wyśmiewana na różne sposoby i to przyczyniło się do obniżenia mojej samooceny. Na początku nie było to nic poważnego. Co prawda już wtedy miałam problemy z autoagresją, ale nie były one tak częste i wtedy jeszcze nawet wierzyłam, że to przejściowe. Z czasem jednak brak akceptacji zmienił się w nienawiść do samej siebie. Zaczęło się od problemów z jedzeniem. Uznałam, że moja sylwetka nie wygląda tak jak powinna i próbowałam się odchudzać na dość niewinne sposoby. Próby stracenia na wadze można podzielić na takie 'epizody' które przytrafiają mi się do dziś - na przemian z okresami, w którym jadłam bardzo dużo. Ostatnim razem ograniczałam jedzenie kilka miesięcy temu, zdarzało mi się głodzić i nawet dla moich bliskich zaczęło to być widoczne. W takich okresach czułam jednak, że mam nad sobą kontrolę i zupełnie nie żałuję tego co robiłam, by zrzucić na wadze. W liceum chodziłam na terapię, która co prawda nie była związana z jedzeniem, a właśnie z moim obniżonym nastrojem i samookaleczaniem. Prawdę mówiąc nie chciałam wtedy pomocy, więc dużo rzeczy zataiłam, innych po prostu się wstydziłam. Terapia skończyła się po kilku miesiącach (terapeutka uznała, że może przyda się 'przerwa', pomimo tego, że sama uznała, że jest gorzej niż było). Do teraz nie byłam w stanie się zmusić do tego, by poszukać pomocy, mimo, że w pewnym momencie sama zaczęłam jej chcieć. Myśli samobójcze, które też już miewałam ostatnio nasiliły się razem z poczuciem bycia bezwartościową, wróciłam też do samookaleczania i zdarzają mi się niekontrolowane napady płaczu, gdzie nie mogę się uspokoić i mam problemy ze złapaniem oddechu. Ciągle czuję, że nie jestem w stanie poradzić sobie z niczym co czeka mnie w przyszłości, że do niczego się nie nadaję i powinnam ze sobą skończyć. Z drugiej strony zaś zastanawiam się, czy naprawdę mam jakiś problem, czy przypadkiem czegoś sobie nie wmawiam. Psychiatra trzy lata temu powiedziała, że mój smutek i problemy z robieniem sobie krzywdy są tylko przejściowe, więc może naprawdę nic mi nie jest i jestem po prostu przewrażliwiona?