Czy mam depresję czy coś poważniejszego? Ciągle płaczę, obsesyjnie rozmyślam nad przyszłością, mam lęki
Jestem kobietą, mam 20 lat. Odkąd pamiętam jestem nadwrażliwą osobą. Już jako mała dziewczynka często chodziłam smutna, płakałam z byle powodu. Ogólnie rzecz biorąc mało się uśmiechałam, temu wszystkiemu towarzyszyło zamknięcie w sobie.
Mniej więcej od 13. roku życia zaczęłam myśleć, że nie chcę się już dłużej męczyć na tym świecie i zaczęłam myśleć o samobójstwie z tym, że nigdy do niego nie doszło (mimo trzymania w rękach cyrkla czy tabletek), ponieważ zawsze rozżalałam się nad samą sobą, to znaczy bałam się bólu i niewiadomej co po śmierci się ze mną stanie oraz świadomości, że ominą mnie wszystkie radości życia. Ale moja śmierć spowodowałaby, że stałabym się wreszcie dla innych ważna, choć na chwilę i nie miałabym już zmartwień i przykrości. Samobójstwo chodzi mi po głowie do dnia dzisiejszego z tym, że z różną częstotliwością - jest zależne od mojego nastroju.
Gdy miałam 16 lat rozwiedli się moi rodzice. W sumie dlatego też traktuje ich jakbyśmy się nie znali, nie rozmawiam z nimi inaczej niż z obcymi, nie znają mnie ani ja ich. Mimo wszystko bardzo przeżyłam rozwód i czułam się przez te lata, tj. 2006-2008, jakbym była chora psychicznie - występowały u mnie huśtawki nastrojów - raz nadmierna radość z niczego albo z jakiejś drobnostki, a raz wielka rozpacz ewentualnie stan pośredni, tj. zupełna obojętność na otoczenie i samą siebie (nieobecność), żadne sygnały z zewnątrz do mnie nie docierały.
Odkąd jestem na studiach z chłopakiem, który jest dla mnie wielkim wsparciem, jest lepiej. Dodam jeszcze, że z tym chłopakiem jestem od 4 lat, czyli właściwie od rozwodu rodziców, i to jemu zawdzięczam w dużej mierze to, że żyję (z nim były wyżej wspomniane radości życia). Obecnie, po krótkim polepszeniu, znowu depresja i codzienny płacz powrócił. W sumie u mnie te wahania nastroju nie są uregulowane, np. że 2 tyg. jest dobrze, a kolejne 2 depresja, ale jest to kwestia dni - np. 3 dni mam depresję, a np. 4 dni nie płaczę, czyli jest OK. I tak w kółko.
Mam też lęk przed ludźmi - najlepiej omijać wszystkich i siedzieć w domu, bo uważam, że ludzie wyzbyci są wrażliwości i że są wredni, wręcz cieszą się jak innym podwinie się noga, dlatego czuję wobec nich strach. A do tego mam niskie poczucie własnej wartości. Mimo że mam wspaniałego chłopaka to moja radość życia jest bardzo mała, oczywiście zależy to też od mojego nastroju, bo kiedy mam lepszy dzień wszystko jest piękne (co oznacza, że jest właściwe, dla mnie wystarczające do normalnego funkcjonowania) i marzę o tym, żeby już zawsze tak było, ale depresja jest silniejsza ode mnie i powraca.
Przypuszczam, że mam też lekką nerwicę i okaleczałam się, żeby zwrócić na siebie uwagę rodziców. Dodam jeszcze, że nigdy się na to nie leczyłam, ale byłam kilka razy u psychologa co mi nie pomogło. Bardzo proszę o pomoc, bo nie potrafię sobie z tym poradzić. Olga20