Czy to już depresja, czy powinienem udać się do specjalisty?
Mam 39 lat, jestem żonaty, mamy dwóch chłopców. Postanowiłem poradzić się, bo nie wiem, czy już udać się do specjalisty? Moje problemy wynikają z wykonywanego zawodu. Jestem od 2 lat poborcą skarbowym, zwanym potocznie komornikiem. Przez 15 lat pracowałem w szpitalu, z czego przez 5 lat w pogotowiu ratunkowym jako ratownik. Kiedy nadarzyła się okazja, za namową żony zmieniłem pracę i to był chyba duży błąd, biorąc pod uwagę moją psychikę. Kierowałem się zarobkami, ale widzę, że nie był to najlepszy pomysł. Kilka dni temu miałem w pracy sytuację z interwencją policji (krzyki, wykręcanie rąk 70-letniej kobiecie, etc.) i od tego czasu nie potrafię sobie sam ze sobą poradzić. Wtedy to sobie pomyślałem: Co ja tu robię? Przez tyle lat pomagałem ludziom, a teraz mam ich gnębić? Moja psychika legła w gruzach. Najgorsze jest to, że w pracy mają coraz większe wymagania, jeżeli chodzi o ściąganie zaległości. Cała ta sytuacja bardzo mnie zmieniła; stałem się bardzo nerwowy, co odbija się na rodzinie, nie mam ochoty nigdzie wychodzić, z nikim się spotykać, czuję się po tych 2 latach tak wypalony i zmęczony życiem, budzę się długo przed zegarkiem i do rana nie mogę zasnąć, bo już myślę o pracy i o tym, kogo będę musiał dzisiaj ścigać. Zauważyłem, że mam obniżone poczucie własnej wartości i, co najgorsze dla faceta, obniżone libido, a nawet go brak. Depresyjny nastrój towarzyszy mi przez większość dnia, ostatnio nic nie przynosi mi zadowolenia i przyjemności. Myślałem, że rozwiążę ten problem na niwie domowej, ale żona twierdzi, że przesadzam, mam się wziąć w garść i cieszyć się, że mam pracę i nie dociera do niej to, że ja się nie nadaję do tej pracy. Czuję się beznadziejnie, nie wiem, co robić? Czy dalej w tym tkwić. Prędzej czy później odbije się to na moim zdrowiu i rodzinie. Pracę zmienić też nie tak prosto, a ja się czuję z dnia na dzień coraz gorzej. Czuję się wypluty, wypalony i winny, że w tak trudnych czasach muszę ścigać i gnębić ludzi pod ciągłą presją przełożonych. Co robić? Czy wystarczy rozmowa z psychologiem czy innym specjalistą, czy będzie potrzebna farmakologia? Nie chcę, żeby to wszystko się odbiło na rodzinie i moim zdrowiu, a wszystko idzie w tym kierunku. Na szczęście, póki co, nie mam i nie miałem myśli samobójczych. Proszę o radę, jaki wykonać krok? Pozdrawiam, Tomasz.