Czy to tylko wahania nastrojów czy już depresja ?
Mam nadzieję, że ktoś odpowie na mój dość długi post. Więc tak mam na imię Jacek, mam 22 lata, jestem młodą osobą obecnie studiującą w Krakowie. Ze swoim pytaniem nie wiem czy mam się zwrócić do psychologa czy już psychiatry, więc może przejdę do sedna sprawa. Co jest moim głównym powodem, iż postanowiłem napisać pytanie? Zawód miłosny. Doznawałem w swoim życiu wielu zawodowych miłosnych, z którymi musiałem się jakoś pogodzić, radziłem sobie z tym lepiej lub gorzej. Wróciłem niedawno z wakacji z pozytywnym nastawieniem i energią do życia, a odpoczynek się przydał bo rok był ciężki i pracowity, głównie ze względu na studia, zarówno egzaminy i zawód miłosny, który się przydarzył. Niestety, to wszystko co dobre zburzyła mnie informacja, iż osobą, do której coś więcej czułem niż do koleżanki czy dobrej przyjaciółki, znalazła sobie chłopaka. Ogólnie rzecz ujmując ten faktem specjalnie bym się nie przejął, gdyby to nie, iż brat jej, utwierdzał mnie w przekonaniu, że żadnych partnerów życiowych nie szukają, jak widać albo była to ściema lub musiała coś wydarzyć co zmieniło życie tej koleżanki. Zamurowało mnie to. Ja już o niej zapominałem jako o "przyszłej miłości" wiedząc, że ze starań nici i znów ją zacząłem jako dobrą znajomą ze studiów, niestety ta wiadomość znów zburzyła "Mój Świat" i trochę czułem się nie fair, że niby osoba z nikim nie chcą się wiązać, a jednak się związała. Jak widać wystarczyło 2 tygodnie nieobecności w kraju i tyle się wydarzyło. Niestety już było trochę tych zawodów miłosnych i nieodwzajemnionych miłości, więc często już ten fakt irytuję i frustruję. Inni moi rówieśnicy, w moim wieku lub też nieco starsi czy młodsi żyją w związkach, często mając, jakby to powiedzieć w "dorobku" na "koncie" liczbę przeżytych związków czy ilość partnerów w swoim życiu. Trochę przytłaczający ten fakt, gdyż ja tak naprawdę nie byłem w takim związku tak naprawdę, więc nie wiem jak to jest "być w związku". Więc jak można zbudować związek nie mając w ogóle doświadczenia? Lata mijają i co roku zastanawiam się jaka jest przyczyna tego wszystkiego? Czy to jest moja wina czy jest ze mną jest nie tak? Czy jest coś nie tak z tymi kobietami, ze światem? Może urodziłem w nie w tych czasach. Może na ten przebieg ma wpływ to co doznałem w dzieciństwie. Otóż, w dzieciństwie, byłem osobą z nadwagą, ale wysoką, a trzeba sobie powiedzieć, wbrew osobom, która wmawiają, że tylko charakter się liczy, iż wygląd jest pierwszą ważnym czynnik, aby zwrócić czyjąś uwagę, bo osobowość czy charakter, jest ważny dla podtrzymania znajomości. A raczej dzieci w wieku szkolnym nie są tolerancyjne. Po jakimś czasie, z powodu mojej tuszy nikt nie dokuczał mi, ale miałem wyraźnie wrażenie od dziewczyn, może nie powiedziane wprost, ale za sygnalizowane, że "nie jestem w ich typie", często podając, iż rzekomo szukają kogoś z innym charakterem, a ja i tak wiedziałem, że o wygląd chodzi. Tak było przez podstawówkę, gimnazjum oraz liceum. Jednak w liceum nastąpił pierwszy mały przełom, postanowiłem się wziąć się za siebie i zacząć się odchudzać z dobrymi skutkami, straciłem na wadzę, w nowym roku szkolnym licealnym, wszyscy z klasy, ze szkoły, zwłaszcza koleżanki były pod dużym wrażeniem :), "dobrze wyglądasz", "ale schudłeś", było to budujące i na pewno poprawiło w podniesieniu swojej własnej wartości oraz w byciu bardziej otwartym na ludzi. W 2007 roku poznałem dziewczynę w liceum, która była o rok młodsza ode mnie. Po bliższym poznawaniu się, lepiej się dogadywaliśmy, gdy się dowiedziałem, że ma chłopaka, to raczej przyjąłem to na spokojnie, więc traktowałem ją jak koleżankę, dobrą koleżankę, kilka miesięcy później, dowiedziałem, że jest wolna, rozstała się z chłopakiem, więc można było spróbować zadziałać flirtem, stwierdziłem "a może się uda". Faktycznie coraz lepiej się nam rozmawiało, byliśmy dość bliskimi znajomymi na tym etapie, często rozmawialiśmy, pisaliśmy sms'a nawet ona bardziej do mnie niż ja do niej. Często też dzwoniła, aby się zwierzyć. Nawet zdarzało się, że dość dwuznacznie się zachowywała, w czasie imprez łapiąc mnie za pośladki. Niestety jakiś czas później zaczęło się coś psuć. Zaczęła unikać mnie. Było mniej rozmów, mniej sms'ów, mniej telefonów, w szkole też się rzadko pojawiała, chciałem się dowiedzieć co jest tego powodu, z wcześniejszych rozmów wynikało, że miałem problemy osobiste, głównie rodzinne i ze szkołą, więc może dam jej czas, aby wszystko sobie poukładała, a ja miałem zdawać maturę w maju 2008 roku, więc stwierdziliśmy, że w wakacje po maturze się spotkamy. Maturę zdałem i przez okres wakacyjny, próbowałem się spotkać bez skutku, dopiero we wrześniu udało mi się z spotkać pogadać, czemu się do mnie odzywa, dlaczego tak długo unikała kontaktu. Stwierdziła wówczas, że "nie miała jak zadzwonić odpisać", choć mi się wierzyć nie chciało. Od naszej wspólnej koleżanki dowiedziałem, że już kogoś ma, a powodem tego iż mnie unikała, było to iż się do niej przystawiałem. Tylko, ciekawe, że to ona wobec się tak zachowywała, że to ona się bardziej przystawia do mnie niż ja do niej. Więc pomimo wcześniejszych zawodów miłosnych, to był pierwszy poważny cios. Przez miesiąc dochodziłem do siebie, byłem załamany. Znów zacząłem przybierać na wadzę, ja ją traktowałem jako bliską osobę, a ona potraktowała jedynie jako "pocieszyciela" na trudne chwilę, nie byłoby problemu, gdyby od początku dała zrozumienia, że tylko przyjaźń, a niżeli dawania dwuznacznych sygnałach. Po miesiącu doszedłem do siebie, rozpocząłem 2 letnie studium hotelarskie. Ludzi, który poznałem byli bardzo fajni i przyjaźni nastawieni do mnie, więc trochę poprawiało mi nastrój. w 2009 w lutym nastąpił ważny przełom w moim życiu, po drugi postanowiłem się odchudzać, ale tym bez wspomagaczy, siłownia i dieta. W czerwcu 2009 schudłem sporo, nabrałem sportowej sylwetki, znów znajomymi, koledzy, a zwłaszcza koleżanki, byli pod wrażeniem mojej przemiany, tym razem ta przemiana miała większy wydźwięk. Wtedy naprawdę poczułem się wtedy po raz pierwszy lubiany i w pełni akceptowany przez ludzi. Nawiązywałem sporo kontaktów znajomości, w końcu czułem się jak "normalny człowiek", poprzedni "stary Jacek" zniknął, pojawił się "nowy Jacek". A wówczas nieudanym podrywami czy zawodami miłosnymi, nie przejmowałem się koniecznie. Rok później 2010 w październiku, rozpocząłem tym razem już studia. Poznałem tam jedną dziewczynę, fajna była, ale traktowałem ją jako koleżankę ze studiów, jakoś nie wzbudziła mnie jakiś szczególnych uczuć pomimo faktu iż była wolna, nie mała chłopaka. Dobrze się rozmawiało i dogadywało, zwłaszcza jak jeszcze inne osoby z roku studiów się integrowały, więc zaczęła się krystalizować niezła paczkę przyjaciół ze studiów. W 2011 roku na przełomie marca i kwietnia, doznałem nagłego impulsu i stwierdziłem, skoro "ona mnie lubi" i jest wolna, więc spróbuję, może tylu wyrzeczeniach, przemianach i przeżyciach, może się uda tym razem. Wszystko szło zgodnie z planem, gdyby nie to, iż zarówno ona jak i inni znajomymi ze studiów dowiedzieli się o moich zamiarach wobec niej. Okazało się, że jednak odrzuca te moje zaloty, może nie ona bezpośrednio, ale jej brat, który też jest na tym samym roku, iż nie szukają partnerów, żeby dać sobie spokój, fakt, że ktoś daje mi kosza osobiście, jakoś bym to przełknął, ale to się wydarzyło publicznie i przy naszej paczce znajomych, trochę było wstyd, że tak się stało i tu nastąpiło drugie załamanie. Co prawda, w krótszym odstępie czasu doszedłem do siebie, ale trochę w pamięci pozostał ten wstyd. Pogodziłem się z tym, więc traktowałem ją jako dobrą znajomą, wspólne imprezy naszej paczki ze studiów, jakoś niwelowały tam te wydarzenie. Wyjechałem pod koniec lipca tego 2011 roku na wakacje, a wróciłem nie dawno w sierpniu kilka dni temu. A później już wiadomo co było, to co napisałem na początku wiadomości. Ten cios, trzeci był chyba najboleśniejszy z tych wszystkich. Teraz w głównej mierze skupiam się na wrześniowej poprawce egzaminów, ale myśli na temat, że znów zostałem oszukany, nie znikają. Nie wiem co będzie za parę dni, tygodni czy miesięcy czy tą przygnębienie zniknie? A może to już depresja? Bo już powoli wszystko mnie to już przerasta. Co robić?