Czy trwać w związku z partnerem, który zdradzał?
Mamy po 28 lat. Znamy się prawie 6 lat. Po 3 latach bycia razem partner mnie zdradził. Bałam się samotności, kochałam go i jakoś to przetrwałam. Jakiś czas po tej sytuacji wzięliśmy ślub cywilny, który traktowałam jak oddzielenie wszystkiego co złe grubą krechą. Tak czułam. Czułam, że wybaczyłam. Naprawdę i szczerze. Jednak po kilku miesiącach małżeństwa zauważyłam, że mąż jest jakiś zimny. Na pytania o co chodzi, odpowiadał że wszystko jest w porządku. Nie było między nami czułości. Aż pewnego dnia powiedział, że coś się wypaliło, skończyło i wrócił do rodziców. Nie mieszkaliśmy razem 3 miesięcy. Spotykaliśmy się, bo ja próbowałam to ratować. Spotkania to mój płacz, moje monologi, po czym powrót do pustego mieszkania.
Pewnego dnia powiedział, że się pomylił, że to był błąd, że mnie kocha itd. Pozwoliłam mu wrócić, chociaż nie byłam do końca pewna swojej decyzji. Czułam, że powodem jego wyprowadzki była inna kobieta, ale on wypierał się tego. Po pół roku od ponownego zamieszkania razem poznałam powód jego wyprowadzki. Okazało się, że poznał kobietę, był z nią kiedy nie był ze mną. Nie wiedziała o moim istnieniu. Byłam byłą dziewczyną. Kiedy dowiedziała się o ślubie odeszła od niego. A on... powiedział jej, że to tylko ślub cywilny i że to nic nie znaczy, że ją kocha. Ona jednak go zostawiła. I teraz wiem, że jego powrót to konsekwencja jej odejścia. Jak mam z tym żyć? Pół roku niemal nie potrafię go dotknąć. Nie ufam. Myślę o rozwodzie. Straciłam wszystko. Odbudowywałam nasz związek, małżeństwo kilka razy. Ile można?
Coraz częściej myślę, że jedyne co czuję to przywiązanie, przyzwyczajenie, że jestem z nim, bo nie zniosłabym, że jest z kimś innym. Jestem smutna, nieobecna, nic mnie nie cieszy. Są lepsze dni, ale tych dni jest tyle, że na palcach jednej ręki można policzyć. Nie radzę sobie. Gdybym dowiedziała się o tamtej wcześniej nie bylibyśmy razem, a dowiedziałam się, kiedy znowu wszystko było poukładane i jakoś sobie radziłam. Teraz ponownie wszystko runęło. Od pół roku jest beznadziejnie... On mówi że kocha, że to był błąd, że teraz wie kto dla niego jest ważny. A ja? Ja nie wierzę i nie wiem czy to co czuję ma cokolwiek wspólnego z miłością. Co powinnam zrobić? Jakie kroki podjąć? To ma sens w ogóle jeszcze? Trwanie w czymś takim i życie z człowiekiem, który mnie tak skrzywdził?