Jak mam pozbyć się huśtawki nastrojów?
Witam. Mam 22 lata. Nie mogę się pozbierać. To już trwa miesiąc. A może dopiero? Jestem bardzo wrażliwą osobą, często płaczę, zamykam się w sobie, przygnębia mnie wszystko, nawet muzyka, gdy byłam dzieckiem potrafiłam płakać godzinami, bo wyobrażałam sobie, że ktoś mnie krzywdzi, jak byłam starsza, że zdradza, zostawia itp. Teraz moja historia jest może dość popularna. Byłam w stałym związku. 3 lata. Każdego dnia słyszałam "kocham Cię", że jestem dla niego wszystkim, tysiące pieszczotliwych SMS-ów, które potrafiłam zapisywać w fonie i czytać na dobranoc. On potrafił płakać przy mnie, jeśli się nam nie układało, widząc jego łzy, uwierzyłam mu, uwierzyłam w słowa, uwierzyłam w jego uczucia, poczułam nadzieję, że to on, że ja go nie skrzywdzę, że on mnie nie skrzywdzi... bardzo się bałam, wyobrażałam sobie to... i ryczałam. Dałam mu wszystko, siebie, wolny czas, pomoc, rodzinę, on jest z rozbitej rodziny, ojciec go zostawił, mówił, że chce mieć. Zaczęło się psuć nagle... Nieważne. Usłyszałam tylko, że nie będzie ani dobrym ojcem, ani mężem, że nie chce mnie krzywdzić. Wszystko to zbiegło się w czasie z jego planami wyjazdu za granicę. Jego mama płakała, że jest taki jak ojciec, on kocha matkę ponad życie, zabolało go to. Wrócił. Twierdził, że mnie kocha... powiedziałam, że będę na niego czekać, choć to prawie rok. Wyjechał. Zostałam. Nie odzywa się do mnie, płaczę. Wstaje rano, płaczę, idę spać, płaczę, jadę autobusem, płaczę. Wyobrażam sobie, że mnie krzywdzi, że mnie zdradza cały czas, zostawia, myślę o tym cały czas. Nie mogę przestać, nie chce mi się jeść, nie chce mi się żyć, innym razem mam aż za dużo w sobie energii, śmieję się. Huśtawka nastroju, czuję się samotna, bardzo, nie mam z kim porozmawiać. Do tego dochodzą rodzice. Krótko mnie trzymają, bardzo, nie wychodzę na dyskoteki, do znajomych wieczorem, bo od razu że "zachciewa mi się" i inne mniej cenzuralne słowa. Są bardzo konserwatywni. Nie pomagają mi. Rozpadły się moje przyjaźnie, bo jestem mało rozrywkowa, jak byłam młodsza wprost śmiali się ze mnie, że tylko w domu siedzę. Doszły myśli, że pracy nigdzie nie znajdę, wyjazd za granicę do niego nie wchodzi w grę, bo się nie zgadzają, od razu są krzyki, że "coś mi się dzieje", podcinają mi skrzydła, że i tak nigdzie pracy nie znajdę, że jak ich nie będzie, to na pewno umrzemy z głodu. Mieszkam w małej miejscowości bez perspektyw. Kończę studia, powiedzieli, że mi pracę załatwią po znajomości, nie chcę tak, chcę sama spróbować żyć, wyjechać za granicę, spróbować, wrócić. Nie rozumieją tego, tylko krzyczą, że jestem niewdzięczna, że nie po to dawali mi na studia, żebym za granicą pracowała, czy w sklepie w Polsce, nie chcą mnie od siebie puścić. Szukałam pracy sama, nie ma nic, brak mi doświadczenia. Przestaje mi się chcieć żyć, tak jakby nic mnie dobrego nie czekało. Nie mam z kim porozmawiać, nie mam dostępu do psychoterapeuty. Wszystko się skumulowało, oni, brak perspektyw, chłopak, czuję się, że jestem do niczego, nic niewarta, nic dobrego mnie nie czeka. Płaczę, zawalam studia. Czuję się niewdzięczna, czuję się niekochana, czuję się samotna bardzo. Nie wiem, co mam robić. Nie wiem, jak zacząć cieszyć się życiem naprawdę, a nie huśtawka nastrojów, że super, ale zaraz że chcę, żeby moje serce przestało bić...