Jak pokonać przerażający lęk, który prześladuje mnie od dzieciństwa?
Witam. Mam bardzo poważny problem, który postaram się przedstawić najlepiej jak potrafię.
Jako dziecko miałem czasami lęk, którego do dziś do końca nie potrafię wyjaśnić tzn. np. siedziałem sobie myślałem o czymś i nagle przychodziła mi myśl do głowy czy to wszystko jest prawdziwe, czy ja jestem prawdziwy itp. i nagle czułem się tak bardzo przerażony faktem, że mogę być nieprawdziwy, albo, że to nie ja tylko ktoś inny siedzi w moim ciele i umyśle, że zaczynałem piekielnie płakać i biec do mamy aby się w nią wtulić i przy okazji krzyczałem, że chyba umieram. Ten stan był tak straszny, że nawet nie potrafię tego opisać. Lekarz stwierdził, że to jest na tle nerwowym, ale ja mu nigdy nie uwierzyłem.
Temat zacząłem poruszać, choć te napady czasami miałem, ale je tłumiłem w sobie aby nikt o tym nie wiedział. Starałem się o tym uczuciu nie myśleć, a gdy czułem, że nadchodzi to automatycznie zajmowałem myśl czymś innym aby to od siebie oddalić. Czasem jak już mnie dopadało to panikowałem i nawet musiałem się uderzyć w twarz, aby to odgonić (nigdy nie miałem żadnych okaleczeń, nigdy też nie próbowałem się skrzywdzić itp). Jeżeli mama bądź ktoś z bliskich starał się poruszać ten temat to unikałem go tylko po to, aby sobie tego uczucia nie przypominać i oby przypadkiem nie powróciło. Trwało to latami. Nieczęsto się zdarzało, ale miałem takie lęki momentami. Nadmienię, że mógłbym mieć je codziennie gdyby nie to, że oddalałem zawsze od siebie te myśli.
Minęło od tego czasu 14 lat.Obecnie mam 29. Lęk uderzył ponownie kilka dni temu z potężną siłą. Pierwszy dzień był tragiczny. Podpowiem tylko, że nie miałem żadnej paniki jak wcześniej, ale silny niepokój i fakt, że to wszystko może być nieprawdziwe, że może to być jeden wielki sen i że jestem nieprawdziwy - to było tak przerażające uczucie, że wręcz mnie zniewoliło. Optymistyczną rzeczą jest to, że powiedziałem sobie dość - muszę z tym walczyć (co zawsze wydawało mi się to absolutnie niemożliwe i wręcz byłem pewien, że tego problemu nigdy nie wyeliminuje). Okazało się, że nie jest tak tragicznie jak zawsze myślałem. Na silę staram się wywołać znowu to uczucie i ono albo nie przychodzi albo jeżeli już jest to bardzo słabe. Czuje, że chyba trochę je przezwyciężyłem, a może nawet i bardzo. Być może była to jakaś fobia itp. Mam ciągle dziwny stan (trwa to około5 dni), tzn. nadal czuję czasami, że może to jest sen itp., ale nie boję się tego i nie powoduje to paniki.
Mam za to inny teraz problem: ciągle płaczę obwiniając się za wiele rzeczy z mojego życia, za to, że słowami i czynami skrzywdziłem osoby, które mnie kochają itp. Raz potrafię czuć się dobrze, a za chwilę płakać i mieć wyrzuty sumienia i brak sensu życia. Nie myślałem, żeby popełnić samobójstwo. Przyszło mi to na myśl, ale tą myśl wyrzucam z siebie bo wierze, że nic nie trwa wiecznie i że nawet ten tragiczny stan musi w końcu ustąpić. Poza tym kocham wielu ludzi i wiem, że to im bym wyrządził największą krzywdę. Jestem katolikiem i wiem, że jeszcze bardziej bym cierpiał gdybym targnął na swoje życie i nigdy nie ujrzał najbliższych. Kiedyś czytałem, że samobójca pielęgnuje myśl o zabiciu się, a człowiek, który chce żyć też ma tą myśl czasem, ale ją od siebie oddala (ja tak robię) i to mnie podtrzymuje na duchu, że tego tak naprawdę nie chcę zrobić i chcę żyć.
Nie chcę mi się z domu wychodzić, bo nie mam na nic ochoty. Jestem przygnębiony i nie cieszę się niczym.Jedyną osobą, która dodaje mi otuchy jest moja żona na, którą czekam z utęsknieniem jak wraca z pracy, bo wtedy czuję się lepiej. Czuję, że każdy dzień jest lepszy od tego pierwszego i to mnie napawa optymizmem, że w przyszłości będę mógł normalnie funkcjonować. Ale tak jak napisałem wcześniej mam kilka razy dziennie dziwne nastroje tzn. płaczu, śmiechu, smutku, żalu, nadziei, beznadziejności, optymizmu, a wszystko to przez większość czasu otoczone jest tym moim lękiem, który prześladuje mnie przez wieki, lecz w minimalnym wydaniu, który kontroluje i jest on tylko wtedy, gdy o nim pomyślę. Dziwnie się z nim czasem czuję, tzn. tak jakbym był nieprawdziwy, ale to trwa chwilkę, bo później cieszę się, że nie odczuwam paniki i mogę z nim żyć w nadziei, że kiedyś o nim zapomnę.
I teraz mam pytanko do państwa: czy to są objawy głębokiej depresji? Czy to może jakaś fobia? Czy może po prostu jestem chory psychicznie i powinienem się poddać leczeniu? Starałem się przedstawić problem najlepiej jak potrafiłem, dlatego ten post jest taki długi. Przepraszam za błędy i czekam na odpowiedź. Pozdrawiam.