Jak sobie poradzić z nerwicą i znowu cieszyć się życiem?
Witam. Zacznę od tego, że jestem dziewczyną, mam 16 lat i od trzech lat cierpię na nerwicę. W wieku 13 lat po przyjściu ze szkoły dzień w dzień siadałam w kącie i płakałam. W końcu, żeby "rozładować" kumulujące się we mnie wszystkie złe emocje sięgnęłam po żyletkę.
Ból pomagał mi zapomnieć o tym, że nie mam nikogo. Że wszyscy znajomi odwrócili się ode mnie. Potem i to nie dawało mi satysfakcji, chciałam ze sobą skończyć, jak najszybciej. Zaczęłam łykać tabletki; przez to ciągle bolała mnie głowa i szłam spać. Nie chciałam wstawać i widzieć wszystkiego, co mnie otacza. W przeciągu czasu zaczęłam przelewać moje smutki na papier, do tej pory czasem coś "sklecę" i to dawało i daje mi jakąś "ulgę", poniekąd. Poznałam w końcu pewną osobę, która się mną "zaopiekowała".
Mimo to, że mam taką osobę i mam dla kogo żyć, to nadal wszystkiego mi się odechciewa. Ostatnio całkiem przypadkowo tchnęła mnie myśl o zmarłym 9 lat temu aktorze, który w dzieciństwie był moim idolem; zarażał mnie swoim entuzjazmem, sposobem bycia i tym, że na co dzień cieszył się życiem. Jego śmierć była dla mnie szokiem, nie małym - umarł w młodym wieku przez to, co kochał. I ostatnio, kiedy to sobie uświadomiłam, to zrozumiałam, jakie życie jest kruche.
Nie mogę przestać o tym myśleć, nachodzą mnie sny o własnej śmierci. Ciągle mnie to dręczy - najchętniej nie wstawałabym z łóżka. Wciąż łapie mnie smutek, płaczę bez powodu; to naprawdę męczące. Bardzo prosiłabym o poradę, jak z tym walczyć, żebym znów mogła cieszyć się życiem.