Jestem nerwową matką
Witam! Z góry przepraszam za długi list. Mam ogromny problem sama ze sobą i nie potrafię sobie poradzić. Jestem już po 30-tce ale niestety nie mam czasu ani namiarów na psychoterapię (a może powinnam?) Internet to takie miejsce, gdzie można się wygadać bez świadków ...- i dobrze! Nie wiem od czego zacząć - czy od dzieciństwa czy od tego że mam spokojnego męża który ze mną wytrzymuje i dwoje dzieci 5 i 2 lata. Proszę BARDZO o poradę. Jestem z natury totalnym cholerykiem, potrafię niespodziewanie wybuchnąć, zawsze tak było, nawet w dzieciństwie pewne sytuacje wywoływały we mnie furię nawet jak miałam 8,9 czy 10 lat i później - i nigdy nie potrafiłam tego zmienić - a próbowałam wiele razy!!! Wytrzymałam kilka miesięcy a potem znów to samo - impuls - wściekłość - nienawiść do siebie że znów poległam. Czasem zastanawiam się dosłownie nad hipnozą!!!! Problem w tym, że teraz krzyczę na starszą córkę (5 lat), jak mnie zezłości to tak wrzeszczę, że się nie umiem opamiętać i na koniec czasem trzasnę drzwiami. Nienawidzę siebie potem. Dawniej córce dawałam czasem klapsy - wiem że to złe, i ja nie chcę tego robić (sama dostawałam w dzieciństwie lanie i dosłownie nienawidziłam potem swojej mamy!!!! ). Starsza córka ma do tego wszystkiego rogaty charakterek (od urodzenia się przejawiający), chodzi własnymi drogami, jest piekielnie inteligentna i straszna gaduła i trzeba do niej ogromnej cierpliwości - której ja nie mam!!! Młodsze dziecko jest inne, spokojne, bezkonfliktowe, nawet nie mam powodu się na nie denerwować. Dlatego od nowego roku - 2011 prowadzę dziennik i wpisuję na koniec dnia OK - że nie krzyknęłam na córkę, a klapsy to w ogóle odpadają, bo już ich nie daję, chodzi mi o to by na nią nie krzyczeć tylko tłumaczyć i normalnie do niej mówić. Niestety w tym roku wczoraj i dziś znów kanał i mam doła - nawrzeszczałam na nią, że nie uważa - a wina była w sumie moja, bo to dziecko i ja powinnam sprawdzić gdzie ona ma rękę (przytrzasnęłam jej rączkę drzwiami od auta, na szczęście bez urazu, tylko stłuczenie, byłyśmy w szpitalu) - ona się darła z bólu a ja na nią wrzeszczałam w samochodzie że jest gapa, bo samochodem wożę ją codziennie).Potem ją przeprosiłam ale teraz nienawidzę siebie!!! Nawrzeszczałam na nią, bo byłam wściekła na siebie, że ja nie popatrzyłam gdzie ona trzyma tą rękę - a powinnam. Młodsze dziecko było też w aucie i było świadkiem mojej furii i wrzasku. Ja jestem chyba nienormalna!!! No i niestety - jak mam napięcie przedmiesiączkowe to zawsze na bank wrzasnę na córkę, bo wtedy wszystko mnie tak na maxa drażni, ze nawet magnez nie pomaga. Zacznę może od dzieciństwa - może tam tkwi geneza? - tak mi się wydaje. Moi rodzice ciągle się kłócili, tata nadużywał alkoholu a na trzeźwo to zawsze w czasie kłótni z mamą był nerwus i agresywny. Podobno bił bardzo moich dwóch starszych braci a jednego to raz prawie udusił(tak mówiła mi mama) chociaż brat nie powiedział mu wtedy nic złego, miał po prostu inne zdanie, ja miałam wtedy rok, i to widziałam i się darłam podobno. Mnie tata nie bił wcale ale pamiętam wieczne oczekiwanie na niego z pracy z mamą w oknie - jak długo nie wracał i że wróci pijany. Z dzieciństwa pamiętam paniczny strach - że rodzice znów się pokłócą - bałam się wtedy strasznie, bo bardzo krzyczeli a tata był nieobliczalny i niby mamy nie bił ale nie wiadomo było czy np. nagle nie walnie ją garnkiem itp - bo byłby zdolny to zrobić. Ja się wiecznie bałam, robiłam się zimna, ścisk w żołądku itp. Mama była dość kłótliwa i potrafiła zrobić z igły widły, normalnie kłótnię z byle powodu z tatą - więc poniekąd rozumiem, że tata (pomijając pijaństwo) nie wytrzymywał jej czepiania się o byle co. Mama nie pracowała i obciążała mnie problemami dorosłych swoimi i taty od dzieciństwa, opowiadała o problemach, które mnie dziecko dobijały (chyba nie miała komu się wygadać) miała mi też często za złe to, że śmiem mieć inne zdanie niż ona na niektóre tematy i za to też dostawałam lanie nawet jak miałam 8-9 lat - paranoja!!! Poza tym bardzo często porównywała mnie do innych dzieci - że Agnieszka to już makaron umie zrobić (miałam 11 lat), że Kasia to super zamiata (mnie to nie wychodziło w tym czasie, miałam 10 lat), że moi bracia w moim wieku to robili to i tamto a ja tego nie robię. Efekt -starałam się na każdym kroku zadowolić mamę i w wielu rzeczach dążyłam do niemożliwego perfekcjonizmu!!! Całą podstawówkę miałam świadectwa z paskiem ale matematyka mi kompletnie nie szła, nie rozumiałam i nie lubiłam - w 5 klasie jak dostałam z klasówki 3+ z matmy, to mało nie zemdlałam ze strachu wracając do domu - tak jak myślałam w domu dostałam totalne lanie i do nocy musiałam siedzieć nad matematyką (uważałam, że moja matka jest nienormalna) , mama stwierdziła że jestem leniem i że nie chce mi się uczyć. Swoje dzieciństwo i czas nastoletni bardzo źle wspominam. Moja mama została duchem w latach 50- tych gdy żyła na wsi i kompletnie nie rozumiała moich nastoletnich miejskich problemów i potrzeb. Pediatra skierowała mnie do neurologa jak miałam 9-10 lat, bo ręce mi się trzęsły, jeździłam do neurologa do 13-14 roku życia. Neurolog przepisywała mi masowo T***, którego nie brałam - bo chciało mi się po nim spać i nie miałam sił + jakieś witaminy. Nie wiem czy był w ogóle sens tam jeździć. Gdy byłam dorosła, to czasami mama dawała mi swoje R*** 5 (bo mniejsza dawka nic mi nie pomagała) - w sytuacjach stresowych w pracy np. i co ciekawe - czułam się po tym super, tak jak nigdy na codzień się nie czuję (zwykle jestem podminowana czymś). Proszę o poradę - skąd mam wziąć cierpliwość do dziecka??? Dodam, że aktualnie nie pracuję i zajmuję się dziećmi. Brak mi pracy - ale nie mam jak wrócić na razie.