Jestem w potrzasku. Co robić?
Dzień dobry. Mam 36 lat, jestem kawalerem i mam problem z moim życiem intymnym, a właściwie jego brakiem. Do 12. roku życia podobały mi się dziewczyny, a raczej chyba dziewczynki, bo 12 lat? Były liczne kontakty. W 1985 prawie wszystkie dziewczyny w klasie się we mnie kochały, a rok wcześniej nawet z jedną "chodziłem". Byłem szczęśliwym dzieckiem, ogromnie towarzyskim i szczęśliwym. Ale w roku 1986, czyli gdy miałem 13 lat, chyba zaczęło się dojrzewanie i zwrot .Nie wiem czemu, ale zacząłem się izolować, bardzo wycofywać i byłem bierny do tego stopnia, że koledzy robili ze mną co chcieli - głównie bicie i obelgi. Uważam, że nie mogli pojąć, dlaczego się nie postawię czy nie oddam. Nawet jeden kolega, nie całkiem normalny w rozwoju, tylko mnie wypatrywał na przerwach, żeby się poznęcać. Poza tym przerażali mnie nauczyciele, bo krzyczeli na innych, a ja się bałem za nich i za siebie. Przez całkowity przypadek odkryłem onanizm - robiłem to często i przez długi okres nie wiedziałem co to, myślałem, że jestem chory, a w dodatku widząc to, co pojawiało się po tym z członka, martwiło mnie - nic nie wiedziałem. Dokładnie już nie pamiętam, ale potem już wiedziałem, no i w tym 1986 chyba najważniejsza sprawa - upodobania do tej samej płci, które przed 1986 rokiem, tak jak pisałem, były prawie nieobecne. Najbardziej pociągały mnie uda i tak jest do dziś. I tak onanizm z wyobrażeniami tego typu i wycofanie, bierność. Nikt nic nie wiedział, z nikim o tym nie rozmawiałem. W 1988 roku, w wieku 15 lat, zakochałem się w młodszym z innej klasy. Śniłem o nim, gapiłem się na niego itp. Mówiłem sobie, że chyba nigdy on się o tym nie dowie i nic nigdy z tego nie będzie. Dobre przeczucia miałem, bo tak też się stało. Potem przyszło technikum, dalej onanizm i wyrażne skłonności wyżej opisane. Dzieciństwo uważam za cudowne, ja tam się nie dopatruję niczego złego, choć wychowywały mnie głównie kobiety - ojciec prawie nieobecny tak jak i w następnych latach. W technikum podobny schemat jak w podstawówce - zaczepki kolegów, głównie psychiczne, ogromny strach przed nauczycielami no i potworny trądzik. Nie spałem po nocach, bo myślałem jak się pokażę w szkole po zmasakrowaniu twarzy wyciskaniem i okropnymi śladami. Ciągły stres, niechęć do nauki, bierność, nic nie było na trądzik, tak jak teraz, nauczyciele, koledzy... Nie wszyscy byli źli. Były osoby, z którymi miałem bardzo dobry kontakt, wśród nich także nauczyciele. Nie walczyłem o swoje tylko szkoła - pociąg PKP - dom - trądzik - stresy - nerwy itd. Jeśli chodzi o sex to byłem całkiem poplątany i zagubiony - nawet nie pomyślałem o jakimś partnerze czy związku. W marcu 1993 roku, po tym jak zrezygnowałem z matury i nie zaliczyłem przedmiotu po komisyjnej próbie i po tych wszystkich stresach itd. wagarowałem, kłamałem i byłem psychicznie i fizycznie wykończony. Ważyłem 49 kg przy wzroście 175 cm! Z tego też się śmiali i miałem kompleksy. W domu gdy powiedziałem, że już nie pójdę do szkoły, że rezygnuję, ojciec powiedział, że w takim razie wynocha z domu i do wojska. Odwiedziłem jeszcze potajemnie przychodnię zdrowia psychicznego, gdzie psycholog starała się mnie namówić, abym poszedł, np. do babci mieszkać, poszukał pracy lub jeszcze skończył tę klasę piątą. Powiedziałem, że nie mam siły już ciągnąć szkoły. No to żebym zaczął działać i przyszedł za tydzień i powiedział co i jak. Już wtedy wiedziałem, że nic z tego, bo nie potrafiłem działać, a poza tym już planowałem samobójstwo. Poszedłem do lekarza ogólnego i powiedziałem, że strasznie się denerwuje i że mam problemy. Wreszcie dorwałem R*** od niego, bo mi go przepisał, ale w aptece farmaceutka powiedziała, że właśnie wszedł przepis, iż może sprzedac tylko 20 tabl. a nie 40, czyli tyle co dawniej. Jeszcze pamiętam: wyliczała i dała do papierowej torebeczki. O sexie w ogóle wtedy nie myślałem - chyba zrozumiałe. W nocy z soboty na niedzielę zażyłem te 20 tabl. plus jeszcze 25 innych - głównie T***, C***. No i tak zacząłem "przygodę" z psychiatrią, trwającą do dziś. Wiele prób samobójczych, liczne diagnozy, szpitale, różne stany psychiczne i niewiele remisji. Przełomem był 2007 rok. Prawie całkowita remisja i dwa super lata, do lutego 2010 - właśnie po niespełnionych oczekiwaniach intymnych w internecie niespodziewana przeze mnie i dla innych próba. Przez te lata choroby w większości, nawet jak pojawiało się jakieś silne pragnienie sexualne i ogromna potrzeba jego rozładowania, w sposób wiadomy, jak pisałem w większości nie byłem w stanie. Chyba wzwód miałem, oj tak, ale kompletny brak wytrysku. Pamiętam nawet raz, podczas letniego wyjazdu w odwiedziny do siostry nad morze na kilka dni, widziałem tyle sexownych osób,uda gołe, torsy itp. - chciałem się zaspokoić, myślałem, że zwariuję, bo nie mogłem dojść, a podniecenie nie mijało. KOSZMAR! Całe lata bywało tak, iż może kilka razy w roku dałem radę, ale niezbyt intensywnie i podniecenie nie raz bywało, ale orgazm należał do rzadkości. Był też okres, że bardzo zbliżyłem się z moim kuzynem w sensie kumplostwa - sypialiśmy razem, bo on do mnie przychodził, a mnie pociągało głównie jego ciało. Czasem mogłem go pomasować, coś tam dotknąć, ale nigdy nie narządów itp. Miał dziewczyny tu i ówdzie, a ja nic nie - widziałem tylko jego. On 100% był hetero, ale wiedział chyba, że lubię jego ciało. Chodził na dyskoteki, uprawiał sex z dziewczynami, a jednak często przychodził do mnie - gadaliśmy, wygłupialiśmy się, razem sypialiśmy, robiliśmy ogniska. Nawet namawiał mnie, żebym nakupił pism porno, bo nawet lubił się zaspokajać u mnie, ale tak, żebym nie patrzył, a były to pisma z kobietami. Nigdy nie widziałem nie mogłem na za wiele liczyć. Raczej w ogóle go nie dotykałem, a w innych sprawach to już w ogóle, zero nadzieji. Wiedziałem, że on nie gustuje w homo. Potem, w 1998 roku, kontakt urwał się - przestał mnie odwiedzać no a teraz to ma żonę i wesele miał, i nawet nie zaprosił. Utrzymywałem równocześnie kontakty z jego siostrą w latach 88-92, nawet miałem swatki, chciały mnie dziewczyny, włącznie z tą kuzynką. Mogłem się ożenić bez żadnych problemów - poza jednym tym najważniejszym. Wracając do remisji z 2007 roku - wszystko uległo zmianie dzięki ostrym ćwiczeniom na rowerze i odstawieniu toksycznych dawek leków, ruszeniu do kin, sklepów, klubów, spotkaniom towarzyskim. Życie się przewróciło o 180 stopni. Mój długoletni psychiatra był, delikatnie mówiąć, zdziwiony. Przez te lata degradacji miałem chyba wszystkie psychotropy w organizmie i byłem zatwardziałym ateistą. O dziwo, w 2007 roku, po przejściach duchowych i światopoglądowych nawróciłem się, ale nie ot tak - to była burza. Oczywiście psychiatrzy raczej nie uznają tego typu cudów, bo w pewnym miejscu tego doznałem, ale osoby duchowne są innego zdania niż psychiatrzy. Na rozmowie pewien psychiatra powiedział mi wprost: nie czuję u pana żadnej choroby i zaburzeń psychicznych. No to mu opowiedziałem mój przebieg choroby i to dziwne połączenie nawrócenia z remisją. Stwierdził, że być może przez to, iż właśnie byłem całe lata pijany od tych leków i zatruć doszło do wyzdrowienia. Od razu mu powiedziałem, że mam inne zdanie. Wraz z obudzeniem się do życia ruszyły też potrzeby intymne, uśpione lekami i psychiką. Tak jak pisałem - latami miewałem po kilka udanych wytrysków, a w 2007-2010 i obecnie tak ruszyło, iż nie było to 5-6 na rok, ale na tydzień, a i czasem dwa dziennie! Doszła do głosu orientacja i poszukiwanie, ale nieskuteczne. Dopiero w lutym tego roku, tak jak pisałem, znalazłem czaterie i chyba wpadłem w sexoholizm, bo pokazywałem się nago całymi dniami myśląc o kontaktach intymnych, ale tylko mogłem przez internet. Do zbliżenia w realu nie doszło no i ta próba samobójcza po maratonie internetowym... Zresztą i tak nie wiadomo czy to z tego powodu, ja sam nie wiem. Po szpitalu ortopedycznym - połamałem kręgosłup w wyniku tej próby - byłem w strasznym dołku, poza tym okropny wstyd, bo wiele osób dowiedziało się o moich upodobaniach. Jednak nie wróciło łóżko, ale walka - nie poddałem się. Walczyłem o dobre samopoczucie poprzez leczenie i upór. Nie ciągnęło mnie w ogóle na te strony internetowe, jedna osoba - właśnie ta kuzynka, z której bratem się przyjaźniłem - odwróciła się ode mnie. Ale poza tym na nowo odzyskuje równowage. Bardzo, ale to bardzo, kwitnie moje życie duchowe w sensie wiary. Mam kontakt z osobami duchownymi, ale i wróciła czateria. Jak to powiedziałem mamie wylądowała m.in poprzez to w psychiatryku. Jednak to czego, teraz szukam na czaterii, jak się tam zachowuję, a poza tym wielkie oparcie duchowe sprawiły, iż w ogóle nie interesuje mnie sex, od którego aż kipi ta witryna. Obecnie ZDECYDOWANIE moje wpisy informują potencjalnych zainteresowanych, iż nie szukam ssania, walenia i obciągania tylko przyjaciela, przyjaźni, miłości, czułości itp. O kontakcie mogę rozmawiać po porządnym poznaniu i rozmowie w cztery oczy, ale w miejscu publicznym, np. w restauracji. Mieszkam z rodzicami i naprawdę czasem nawet sobie mówię, oj, nawet często, że może mi to nie pisane? Jaką mogę mieć pewność, że nie zostanę oszukany albo zdradzony. Mogę przecież być aktywnym gejem, ale nieszczęśliwym. Czy będąc już zaspokojony znajomością czy jakimś związkiem nie będę bardziej nieszczęśliwy niż obecnie? Póki nie spróbóje, to się nie przekonam. Dlatego z wielką rezerwą i ostrożnością odwiedzam czaterię. Może tak będę szukać całe życie i będę szczęśliwszy niż bym kogoś miał? No i już na koniec mojego megatasiemca sprawa bardzo ważna. Onanizm i czynny homosexualizm są nieakceptowne przez światopogląd, który wyznaję i który mi bardzo pomaga, a w tej kwestii sprawia największy impas. Jak pogodzić sumienie z potrzebami fizjologicznymi? Tutaj dostanę, na co bardzo liczę, poradę w tej kwestii, ale osoba duchowna powie pewnie co innego, a moje sumienie także. Czy wystarczy mi tylko trzymanie za rękę i przyjaźń - chyba nie. I czy w ogóle kogoś znajdę, z moim charakterem? Z góry dziękuję za ewentualną odpowiedź, mam nadzieję, że ją otrzymam. Mieszkam na wsi - 12000 mieszkańców, do miasta tylko krok. Mam 800 zł renty i bardzo wygodne życie, ale jak widać nie do końca, nie we wszystkich kwestiach. Pozdrawiam!