Lęk, natrętne myśli i niska samoocena
Witam, Mam 26 lat, od roku jestem mężatką. Na razie nie mamy dzieci. Pół temu skończyłam studia i obecnie poszukuję pracy. Zauważyłam u siebie niepokojące objawy, nasilające się od mniej więcej dwóch lat. Od dziecka miałam kłopoty z nawiązywaniem kontaktów z ludźmi, byłam raczej zamknięta w sobie i jednocześnie bardzo wrażliwa. Nie było to jednak wtedy szczególnie uciążliwe, zwłaszcza że z czasem, dorastając stałam się bardziej otwarta, pewniejsza siebie. Sama potrafiłam załatwić swoje drobne sprawy w szkole, w banku. Czasem nawet mama zarzucała mi, że jestem za bardzo samodzielna, że wszędzie sama.
Studia w nowym mieście, w obcym środowisku też rozpoczęłam w miarę spokojnie, bez szczególnie nasilonych lęków, chociaż stres był dość duży. Problemy rozpoczęły się mniej więcej dwa lata temu. Nie potrafiłam wówczas wyjść z domu, nie sprawdzając co najmniej dwa razy czy zamknęłam wszystkie okna, czy wyłączyłam żelazko, komputer, gaz, czy lodówka jest zamknięta... Dodatkowo towarzyszył temu nasilający się lęk przed ludźmi, strach przed załatwianiem nawet najdrobniejszej sprawy. Bałam się, że nie poradzę sobie, że ośmieszę się, że wyjdę na głupią. A kiedy już się przełamałam, zadręczałam się myślami, analizowaniem sytuacji, czy na pewno nie zrobiłam sobie wstydu. W szkole nigdy nie byłam aktywna, mimo że byłam przygotowana, kiedy byłam przy tablicy zawsze paraliżował mnie strach i popełniałam głupie błędy, które nie przytrafiały się np. podczas testu pisemnego. Wywoływana do odpowiedzi, kiedy nie miałam 100% pewności, że znam odpowiedź wolałam nie powiedzieć nic niż się ośmieszyć. To powodowało, że z czasem utwierdzałam się w przekonaniu, że jestem zwyczajnie mało bystra. Z czasem takie lęki się nasilały. W tej chwili zaczęły być dla mnie bardzo uciążliwe.
Stan dodatkowo jest pogłębiany przez fakt, że na chwilę obecną nie pracuję i w teorii zajmuję się domem, chociaż brak chęci do działania raczej to ogranicza. Kiedy muszę wyjść z domu, ogarnia mnie lęk i to niezależnie od tego, czy wychodzę do sklepu, do banku, czy na spotkanie ze znajomymi. Gdybym mogła nie wychodziłabym z domu w ogóle. Wykonywanie telefonów też sprawia mi ogromną trudność. Cała się trzęsę, drży mi też głos, ręce się pocą, czuję jak uderza mnie fala gorąca. Czasami muszę sobie zapisywać, co chcę powiedzieć, bo ze strachu zapominam. Kiedy umawiam się na jakieś spotkanie i nawet mimo, że zapisuję sobie datę i godzinę spotkania już podczas rozmowy i potwierdzam jeszcze na koniec termin, to i tak potem przez pół dnia zastanawiam się, czy to na pewno ta data i ta godzina, czy nie pomyliłam się, zapisując. Dodatkowo kiedy tylko mogę proszę męża, który cierpliwie załatwia za mnie sprawy, wykonuje telefony.
Nie potrafię spokojnie pójść spać czy wyjść z domu, kiedy nie sprawdzę kilka razy, czy drzwi są zamknięte, czy gaz jest wyłączony, czy woda zakręcona. W tej chwili przeraża mnie nawet szukanie pracy, staranie się o nią, ewentualne rozpoczęcie. Mam wrażenie, że do niczego się nie nadaję, mam kłopoty z koncentracją, które wcześniej się nie pojawiały. Dodatkowo boję się niemal wszystkiego, nawet jeżdżenia samochodem jako pasażerka, chociaż mam pełne zaufanie do męża, który zawsze prowadzi i wiem, że jest dobrym kierowcą. Niezmiernie złości mnie ta sytuacja i jest niezmiernie uciążliwa, mam pretensje do siebie, że sobie z tym nie radzę. Złoszczę się na siebie za to, że sprawdzam tyle razy wszystko, zadręczam się myśleniem czy wszystko dobrze powiedziałam, czy nie wypadłam źle. Mam wrażenie i jednocześnie nadzieję, że jednak mogę poradzić sobie z tym sama. Może po prostu mam taki trudny charakter, który wystarczy podszlifować. Bardzo proszę o opinię.