Mąż mnie obraża i chyba nie zdaje sobie z tego sprawy. Co robić?
Zacznę od początku. Wiecej niż rok temu poznalam M., mój brat mnie z nim poznał, przez pierwszy tydzień znajomości było cudownie - rozstawaliśmy się na parę godzin by się wyspać, dużo rozmawialiśmy, czułam się przy nim całkowicie swobodnie i atrakcyjnie. Po paru miesiącach przyjechał do mnie - mieszka za granicą - by mnie zabrać do siebie, mieszka tu od 20 lat.
Pojechałam z nim - był miły, bardzo wyrozumiały… Imprezowaliśmy sporo wciąż się dogadując. Po pewnym czasie podniósł na mnie rękę. Może trochę z mojej winy - było między nami parę "bójek". Jakoś we wrześniu, kiedy miał wolne, obudziłam się, a jego nie było - poszłam do innego pokoju i nakryłam go na oglądaniu porno. Zareagował "oooochh kochanie!" i tłumaczył się, że to przypadkiem. Wyszłam z domu na spacer pamietając nasze rozmowy, kiedy mówiłam mu jak bardzo tego nie lubię i mówił mi, że nie patrzy na takie rzeczy. W stosie jego rzeczy poznajdowałam mnóstwo zdjęć byłych kobiet, nasłuchałam się też o nich od jego mamy - wynajmują u nas mieszkanie na dole…
M. chciał mieć bardzo dziecko, więc "dla niego" zgodziłam się, myślałam, że w jakiś sposób go zadowolę czy poprawi to między nami stosunki - dziś bawię 2-miesięczną córeczkę… Okresu ciąży nie wspominam miło - ubliżał mi na każdym kroku, nie pamięta. Kiedy z nim porozmawiać o tamych sytuacjach ma w głowie tylko te, które nazywa skakaniem wokół mnie, a byłabym zadwolona, gdyby przychodząc do domu choć zdejmował buty kiedy mówię mu, że myłam podłogi. Wiem też, że ogląda porno (stosy takich zdjęć i filmików znalazłam na jego telefonie), robi to bez przerwy, potrafi siedzieć w WC około 2 godzin mówiąc, że ma rozwolnienie - doskonale wiem co ogląda, a kiedy się "kochamy" to już nie to samo, bo czuję się jak przedmiot, na którym się zadowala po oglądaniu tych rzeczy. Kiedy chciałam porozmawiać z nim o tym to mówił, że to jego prywatność i jestem pier*** Było wiele sytuacji i już sama nie mam ochoty na życie, w którym tkwię.
Żałuję i żal mi siebie, że weszłam w to wszystko tak szybko. Jak uderzył mnie pierwszym razem mogłam odejść - dziś znoszę praktycznie codziennie obrazy bez uzasadnienia. Przychodzi - zawsze mam obiad i staram się, kiedy chcę z nim porozmawiać mówi "czekaj", a jeśli mówię mu, że tak reaguje to odpowiada, że zawsze coś mówię jak jest zajęty. Kiedy ogląda TV to też nic nie dociera, a kiedy on chce porozmawiać lub coś mi pokazać mam od razu słuchać i przychodzić, nieważne co robię… Nie znam języka, może już bardziej niż jakiś czas temu, 3 dni w szpitalu spędziłam, jakoś się dogadałam, ale czasami mi ciężko. Jestem z dala od rodziny i znajomych - nie jestem rodzinna i doskonale o tym wiem, ale jak by nie było, brak czasem bliskich…
Ogółem jestem tu sama, często płaczę i odczuwam powoli brak sił na cokolwiek… Plus mała.... Obudzi ją, a kiedy mówię, by tego nie robił to denerwuje się, że już w ogóle nie będzie nic robił, a mi chodzi o to, że jak dziecko się rozbudzi to jest bradzo marudne i kiedy zaczyna płakać - daje mi ją... A jak jego siostra powiedziała to przecież on chciał mieć tak bardzo dziecko. Czasem wydaje mi się, że mam być mu wdzięczna za to, że tylko on pracuje itp. Nie wiem - nie mogę się pozbierać i wiem, że między nami nigdy nie będzie dobrze. Napiszcie coś co mnie podniesie na duchu…