Paraliżujący strach, który utrudnia normalne życie
Mam już prawie 40 lat i problem, który nie daje mi normalnie funkcjonować. Paraliżuje mnie strach przed podjęciem pracy, oprócz tego nie potrafię sobie radzić z problemami. To ciągnie się już od lat. Jako dziecko bałam się egzaminów, przez to nie poszłam do liceum, ponieważ były tam egzaminy wstępne, w wieczorowym liceum nie podeszłam do matury, bo z góry założyłam, że to jest dla mnie próg nie do przeskoczenia, na prawo jazdy zapisałam się za namową znajomej właścicielki szkoły jazdy i o dziwo zdałam. Jeżdżę do dzisiaj, ale paraliżuje mnie strach przed wyjazdem do większego miasta, raczej zdarza mi się to rzadko, przeważnie w takie miejsca kieruje mąż. Gdyby nie on to nie mielibyśmy za co żyć.
Z wielu prac rezygnowałam po niepowodzeniach. Tylko w 2 miejscach pracy czułam się dobrze, ale pracę niestety straciłam pomimo starań (i opinii pracodawcy, że jestem b. dobrym pracownikiem). Za pierwszym razem trafiłam na grupowe zwolnienia, za drugim razem doszło do zwolnienia, choć przez rok i 2 miesiące miałam obiecany pełen etat i mówiono, że jestem solidnym pracownikiem. Teraz kiedy szukam nowej pracy, oferty które mi odpowiadają, wysyłam czy zanoszę CV, ale bez odgłosu. Do wielu ofert pracy mam zawsze jakieś ale...
Dzieci mi już ciągle mówią, że jeśli nie przestanę się wszystkiego bać, to pracy nigdy nie dostanę, znajomi próbują mnie jakoś wspierać, ale wybić mi z głowy nie można tego, że nie widzę się w wielu miejscach pracy. Np. gdybym miałam iść do pracy do marketu jestem gotowa wykładać towar na półki, ale już na kasie za żadne skarby świata nie usiądę. Nie wiem, czy to nerwica, ale nie mogę zapanować nad emocjami, wciąż mi się cisną łzy do oczu, czuję się bezużyteczna. Na przedstawiciela handlowego nie pójdę, bo nie jestem dobrym kierowcą, zdarzyło mi się kiedyś w dużym mieście wjechać pod prąd, z tej paniki, że jestem w obcym miejscu. Wyłącza mi się wtedy myślenie, kiedy się stresuję, w pracy, gdzie trzeba bardzo szybko pracować na akord nie nadążam, inni się wściekają na mnie.
Leniwa nie jestem i to co piszę to nie to, że chcę się wymigać przed pracą, tylko lęki paraliżują moje życie. Już jako dziecko z płaczem oddawałam puste sprawdziany i załapywałam dwóje. Wciąż mi się wydawało, że nic nie potrafię. Nie wiem, czy to wszystko ma podłoże w tym, że ojciec mnie lał i wciąż wmawiał, że do niczego się nie nadaję? Ojcu już wybaczyłam, więc co z sobą zrobić, przecież tak się nie da żyć. Ile mąż może czekać na podjęcie przeze mnie pracy? Gdyby mnie zostawił to po mnie. Kocha mnie, ale wypomina to, że wszędzie podejmuję pracę i się zwalniam. Najdłuższe moje zatrudnienie to 2 lata, najkrótsze 3 miesiące.