Przeraża mnie moje picie - co zrobić w tym momencie?
Jestem mężczyzną w wieku 22 lat. Odkąd poszedłem na studia, piłem praktycznie przez pierwszy okres raz w tygodniu, dokładnie w piątki, jako że był to koniec tygodnia i "należało odreagować" z kolegami po całym tygodniu trudów. Po pół roku zaczęło się zdarzać, że mniej więcej co 3-4 miesiące piłem praktycznie codziennie przez okres do jednego/półtora tygodnia, później przed wakacjami, na jednej imprezie miałem sytuację, że "rwał mi się film" później się okazało, że narozrabiałem, kiedy świadomość była wyłączona... Po wyrzutach sumienia postanowiłem, że tak dalej nie może być i nie piłem przez okres 2-3 miesięcy. Później powiedzmy, że dla podbudowania własnej pewności siebie i dla odwagi, znowu zacząłem pić. I wróciły stare standardy, że piłem co tydzień z tym, że na tygodniu zacząłem wypijać po 3 piwa dziennie. Pieniędzy na imprezach ubywało w zastraszającym tempie do tego stopnia, że ledwo starczało mi na powrót do domu po tygodniu (mieszkam w innym mieście niż studiuję).
Po wakacjach, zaczęło się zdarzać, że, co 2-3 miesiące wpadałem w tygodniowe ciągi, imprezując codziennie, rano wstawałem niewyspany, ale bez kaca, a wieczorami gdy dochodziłem do siebie znowu szedłem na imprezę. Piłem do momentu, aż czułem, że jestem w stanie chodzić i pamiętać wszystkiego z imprezy. W okresie poza ciągami piłem po 2 piwa na dzień i standardowo w piątki. Często zdarzało, się że z powodu braku gotówki, którą wydawałem na imprezach (w głównej części na alkohol) nie miałem z czego opłacić akademika. Taka sytuacja utrzymywała się do grudnia. Od początku wiosny (początek lutego) stopniowo zacząłem ograniczać picie, czyli nie piłem już 2 piw dziennie, ale coraz częściej wpadałem w ciągi, po świętach wielkanocnych przechodziłem dobre dwa tygodnie "na bani". Część bliskich znajomych zaczęła mi mówić, że za dużo. Miałem fazy, że jak coś mnie zdenerwowało od razu ciągnęło mnie by się napić. Zaczynałem "szukać imprez", żeby się napić, narzucałem szybkie tempo picia, że niektórzy mówili, że aż za duże. Na spotkaniach ze znajomymi, nie mogłem się doczekać "kiedy zaczniemy pić" bym mógł poczuć stan upojenia. Częstsze były przypadki wymiotowania po alkoholu (ok. 2 razy w tygodniu), łapanie "agresora", zarywanie zajęć, bo nie byłem w stanie rano pójść na uczelnię. Nie umiałem odmówić, gdy ktoś zaproponował mi piwo…
Na początku maja 2010 stwierdziłem, że tak dalej być nie może… Zacząłem czuć, że jest nieciekawie. Przez cały maj nie piłem nic, pod koniec tego okresu przez 3 dni przechodziłem pijany, „bo znajomy chciał się spotkać, ale, że nie piłem to nie chciał… i poczeka, aż znowu zacznę”. Do wakacji piłem już tylko w piątki. W wakacje wziąłem się ostro za siebie, przez 3 miesiące byłem raz pijany, z tym, że piliśmy wódkę, a później sam wypiłem jeszcze dwa piwa by się dobić. Od tego roku akademickiego, zacząłem więcej czasu poświęcać swojej pasji, jaką jest turystyka i sport (wreszcie teraz czuję szybsze efekty budowania formy). Od września nie piję niczego na tygodniu, tylko w weekendy. Średnio wychodzi mi, że piję 2 razy w miesiącu. Z tym, że za każdym razem kiedy piję, piję ile tylko się da… Mam problemy z odtworzeniem niektórych zdarzeń. I zaplanowaną ilością wypitej wódki/piwa (choć i tak najczęściej mieszam).
W ostatni weekend się przeraziłem… Piłem dwa razy z piątku na sobotę i z soboty na niedzielę (mimo sobotniego kaca). Dwa razy miałem zerwany film, raz wymiotowałem i raz mnie musieli do pokoju odprowadzać. Część znajomych ma do mnie teraz żal, bo podobno powiedziałem im trochę przykrych rzeczy, choć nic nie pamiętam i mam wyrzuty sumienia. Teraz się zacząłem zastanawiać, czy, aby na pewno wszystko ze mną w porządku, bo nie panuję nad tym. W sobotę miałem wypić jedno piwo dla towarzystwa, a skończyło się na kilku i dobiciu wódką. Dodam teraz, że nie piję by podnieść własne ego itp. Myślę, że dużo mi się udało jak do tego momentu osiągnąć w tej kwestii, a problemem pozostaje to, że gdy tylko wypiję, przy weekendach piję do końca ile tylko dam radę w siebie wlać, zero hamulca i do tego mam teraz opóźnienia w kilku rzeczach, które miałem zrobić przez dwa dni wolnego, no i kilku obrażonych znajomych, którzy teraz kręcą wymownie głowami na mój widok. Nie jest to dla mnie przyjemne uczucie, i do tego jestem na siebie wściekły, że piję bez opamiętania i pod wpływem alkoholu zmieniam się nie do poznania…. Dodam jeszcze tylko, że w mojej rodzinie przypadki alkoholizmu nie należą do rzadkości, z tym, że nie w najbliższej.