To choroba czy nadwrażliwość i użalanie się nad sobą?
Mam dwadzieścia trzy lata, jestem studentką. Od dawna - to znaczy od trzech, czterech lat, szczególnie zimą i latem - czuję się przygnębiona, smutna, bardzo zmęczona, senna - na nic nie mam siły.
W sytuacjach stresogennych (np. egzamin) popadam w ślepą panikę (mam problemy z żołądkiem, z oddychaniem - ucisk w klatce piersiowej itp.). Wiem, że wszystkie te objawy w jakiś sposób pasują do, np. depresji sezonowej, ale we wszelakich opisach depresji zwraca się uwagę na to, że chory nie jest w stanie poprawnie funkcjonować, nie wstaje z łóżka i tak dalej. Ze mną tak nie jest: funkcjonuję normalnie, wstaję rano, zajmuję się swoimi obowiązkami, sypiam dobrze, odżywiam się w miarę racjonalnie. Uśmiecham się. Dla bliskich osób jestem kimś zawsze radosnym, otwartym, wspierającym. Dopiero później robi się źle.
Ale czy to w ogóle jest choroba? Czy po prostu gorszy moment albo to jakaś moja nadwrażliwość i użalanie się nad sobą? (Nie wiem, czy to przydatna informacja, ale w mojej rodzinie zdarzały się przypadki chorób psychicznych: schizofrenii, zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych.)