Wiem, że śmieją się ze mnie za plecami jeśli zdarzy mi się jakaś porażka. Jak poradzić sobie ze stresem?
Mam 18 lat, w tym roku zdaje maturę. Właściwie to moje życie zawsze było mało zrozumiane przez moich znajomych, przyjaciół, a nawet najbliższą rodzinę. Nikt nie odczuwał tego, że u mnie może być gorzej. Widzę coraz częściej swoje niezadowolenie z siebie, ale przytoczę swoją historię od początku, a więc: zawsze byłam wzorową uczennicą, całe życie miałam świadectwa z wyróżnieniem, najlepiej pisałam wszystkie testy, egzaminy i bardzo chciałam się uczyć, bo widziałam w tym swego rodzaju przyszłość. Fakt, dalej taką przyszłość widzę, ale brak mi tej chęci, motywacji do tego, aby działać lepiej. Załamuję się każdą porażką, ostatnio nic mi nie wychodzi mimo tego, że staram się tak bardzo jak kiedyś. Nigdy nie dostawałam złych ocen, a teraz nadeszła ich plaga, moi rodzice bardzo wierzą w to, że spełnię ich oczekiwania, dlatego staram się o świadectwa z paskiem, o to by być dobrą uczennicą, ale dlaczego skoro zawsze wszystko mi wychodziło teraz to się zmieniło? Mimo takiego samego wysiłku włożonego w naukę. Boję się, że nie zdam matury, że zawiodę wszystkich, ale tak bardzo chcę wierzyć w to, że będzie dobrze. Kiedy wracam do domu, brak mi ochoty na naukę gdy widzę, że są ode mnie lepsi, mądrzejsi, a mi coraz gorzej idzie mimo tego, że kiedyś byłam od nich lepsza. Czuję się ciągle zmęczona, nie uśmiecham się, myślę tylko o szkole, nie umiem się od niej oderwać, a najgorsze jest to, że zbyt przejmuję się innymi i uważam, że jestem od nich gorsza. Czuję też cholerną presję spoczywającym na tym, że zawsze byłam najlepsza i że też tak musi być teraz. Traktuję szkołę jako jedyną perspektywę na przyszłość, nie widzę niczego oprócz niej, ale teraz nie mam ochoty na naukę, bo za każdym razem kiedy zabieram się za czytanie książek, uczenie się łapię tzw."doła" i zaczynam płakać. Przejmuję się tym, że dostaję złe oceny, bo wcześniej tak nie było, staram się, a mi nie wychodzi - to boli. Cały włożony wysiłek staje się marnym. Zazdroszczę ludziom, którzy nie patrzą na innych, szybko podnoszą się z porażek i nie przejmują się tym, że coś źle im poszło. Ja z każdą porażką załamuję się coraz bardziej, fakt nigdy w siebie nie wierzyłam, zawsze wpajano mi, że nauka jest najważniejsza i chyba przez to tak też myślę. Brak mi tamtego życia, kiedy przychodziłam ze szkoły i byłam zadowolona ze swojej pracy. Teraz mam myśli samobójcze, żołądek codziennie rano mnie boli i nie może przestać aż do wieczora, wspomnę też, że miałam też ataki nerwicowe, drżało mi całe ciało. Ciągle się zastanawiam dlaczego teraz idzie mi źle skoro zawsze było dobrze, skoro dalej się cholernie staram. Nie umiem żyć, a tym bardziej potrafić sobie poradzić ze stresem, z tym aby nie zważać na inne osoby. Wiem, że śmieją się ze mnie za plecami jeśli zdarzy mi się jakaś porażka. Źle się czuję, chciałabym żeby ten koszmar się skończył.