Zaburzenia odżywiania i napady głodu
Witam. Od zawsze bardzo lubiłam jeść. Jedzenie było nieświadomym sposobem na odreagowanie wszystkich emocji. Wracałam ze szkoły, siadałam przed telewizorem i jadłam. Nie jestem osobą zbyt towarzyską, miałam wiele kompleksów i stany depresyjne. Postanowiłam coś z tym zrobić i zaczęłam od konsultacji z dietetykiem. Udało mi się pozbyć 11 kg, ustalić zdrowe nawyki żywieniowe, które bardzo mi odpowiadają. W pewnym momencie jednak, czekoladka po czekoladce zaczęłam powracać do zapewniania sobie przyjemności zajadaniem się. To było już bardziej świadome. Wiedziałam, że nie jest dobre dla mnie, ale zabrakło mi motywacji i jadłam. Na początku głównie słodycze, potem bardziej zróżnicowane produkty, których na co dzień unikałam: białe pieczywo, duże ilości masła. W chwilach stresowych, których było dużo, potrafiłam zjeść pół słoiczka miodu. To zaczęło przejmować nade mną kontrolę. Każda emocja jaka się we mnie budziła połączona była z wycieczką do kuchni. Poczucie winy, wstyd, chęć ukrycia się przed światem po objadaniu się wykańczał mnie. Postanowiłam znowu z tym walczyć. Jestem pod opieką psychologa i omawiamy razem problem od strony emocji. Jednak brakuje mi wiedzy od strony bardziej praktycznej. Jem regularnie, produkty bogate w składniki odżywcze, urozmaicone. Tak jest przez np. 4 dni. A potem przychodzi jakiś wieczór i w chwili braku motywacji pozwalam sobie na cukierka. A kończy się wyjedzeniem połowy lodówki. Na szczęście zdarza się to coraz rzadkiej, jednak chciałabym zapytać o kilka spraw. Czy są jakieś sposoby walki z potrzebą jedzenie, która nie ma nic wspólnego z głodem? Chodzi mi o coś oprócz silnej woli. Tzn. czuję, że muszę zjeść i co wtedy? Próbuję się czymś zająć, nie wchodzić do kuchni (tu jeszcze mogę dodać, że sama nie kupuję produktów, które stanowią "zagrożenie". Do domu znoszą je inni domownicy, na co zupełnie nie mam wpływu). Jednak praktycznie nic nie jest w stanie mnie zająć na tyle, żebym przestała myśleć o jedzeniu. Kolejne pytanie, co powinnam zrobić po tak obfitym posiłku? Kiedy zacznę od cukierka o 19, mogę jeść do godziny 23. Potem jestem wykończona. Mam ochotę gdzieś uciec i zasnąć. Wiem, że wtedy nadmiar tego co zjem odkłada się w postaci tłuszczu. Źle mi z tym, bo zaprzepaszczam tych kilka dni zdrowego jedzenia, a w konsekwencji tych kilka miesięcy zrzucania 11 kg. Może powinnam pójść poćwiczyć? Najczęściej nie mam na to siły, po prostu idę spać. Oraz pytanie co powinnam robić następnego dnia po takim objadaniu? Wtedy nie chce mi się wstawać z łóżka. Gdy wstanę, od razu idę do lustra sprawdzić gdzie odłożył się tłuszcz, chociaż czuję, że to zupełnie niepotrzebny zabieg. Czuję całe ciało, jakby było czymś napchane. I bardzo mi wtedy przykro, że to tak wygląda. Może powinnam rano ćwiczyć? Jestem aktywna fizycznie: jeżdżę na rowerze, konno-codziennie. Raz w tygodniu tańczę. Jednak ruszając się następnego dnia po takim objadaniu czuję, jakbym musiała wkładać w to 2 razy więcej wysiłku. Czuję się bardzo ciężka. I jeszcze ostatnie pytanie. Czy moja dieta, dzień po wieczornym objadaniu powinna być zmniejszona kalorycznie? Powinnam zjeść coś oczyszczającego organizm? Mam zawsze ochotę jakoś się pozbyć tego co zjadłam. Wiem, że najlepiej by było jakbym się po prostu nie obżerała, ale nie zawsze się udaje. Bardzo proszę o jakieś informacje, bo czuję, że chcę z tym walczyć (być może istotny jest mój wiek? Mam 17 lat). Pozdrawiam. Aleksandra.