Chciałem się zabić - czy problem jest we mnie?
Mam 15 lat, w marcu skończę 16. Mieszkam z rodzicami i o 2 lata starszym ode mnie bratem. To on jest źródłem mojego problemu. Od kilku lat nie daje się z nim żyć. Poszedł do zawodówki i zarabia już jakieś pieniądze, więc myśli, że jest ważniejszy ode mnie. Nie powiem, że zawsze jest taki, bo niekiedy da się z nim normalnie pogadać, ale ja już tego nie potrafię. Gdy tylko mnie woła, bym coś zobaczył, albo aby mnie o coś spytać, to nasza rozmowa kończy się na mojej króciutkiej odpowiedzi. Nie rozmawiam z nim, unikam go po prostu. Ale co on takiego robi? Może to i małe sprawki, ale złączone w całość przez kilka lat, mogą dokopać. Na przykład, siedzę w pokoju z rodzicami, rozmawiamy, oglądamy telewizję lub robimy cokolwiek innego, wchodzi brat, też się włącza do rozmowy i po chwili mnie obrazi, że mam "mordę, jak pasztet", albo "skośne oczy, jak bandzior". Żeby nie było - nie jestem chińczykiem ani nie mam w jakikolwiek sposób skośnych oczu :D. Inna sytuacja, rozmawiamy tak jak w poprzednim wypadku, a on nagle zaczyna żartować sobie na mój temat. Ostatnio było coś takiego: "wiesz, mam dla ciebie laskę. Mogę cię umówić, chcesz?" No dobra śmieję się, ale po chwili on dodaje: "też ma taką mordę jak ty". W pokoju mamy jeden komputer - przepraszam, że zejdę do problemu, który pewnie ma większość nastolatków, ale wydaje mi się, że tutaj też nie zachowuje się on wobec mnie dobrze. Przychodzę ze szkoły (on z pracy częściej przychodzi wcześniej, więc wtedy nie ma tej sytuacji, bo po prostu usiądzie pierwszy i siedzi do wieczora) i gdy trafi się, że ja jestem wcześniej, to szybko włączam komputer, by sprawdzić pocztę, poczytać, posłuchać muzyki i załatwić wszystkie sprawy, które chciałem, a jak nie zdążę, przed przyjściem brata, to zapewne będę musiał poczekać do grubo po północy, albo do następnego dnia. A więc gdy on przychodzi to po prostu jego pierwsze słowa do mnie: "musisz zejść" albo "zejdź", a nawet "złaź". Zazwyczaj mówię, że za chwilę, albo schodzę od razu, bo inaczej mam piekło. Dzisiaj na przykład byłem pół godzinki od przyjścia ze szkoły i on od razu jak przyszedł chciał, bym zszedł. Powiedziałem, że nie mogę, za godzinkę tak, ale teraz nie – wiadomo, byłem poirytowany, a on mówi, że go to nie obchodzi, on musi wejść. I wyłącza z gniazdka. Zdenerwowałem się i powiedziałem, że też będę wyłączał, ale nie robiłem tego (nie chcę być taki jak on). Wtedy właśnie nastąpił ten kryzys - ze złości miałem łzy w oczach. Przyznam się, że przez niego wyrosłem na dość nerwowego nastolatka. Kłóciliśmy się, ja że się go nie boję, a on, że mi ząbki powybija kiedyś. To wykrzyczałem, że nie wstanie z łóżka, bo go zabije w nocy - wiem, że bym tego nie zrobił, ale to z nerwów. Wiem, wiem - taka błahostka. Głupi komputer, mogłem po prostu zejść, jak zawsze. Teraz żałuję, choć nadal uważam, że to jego wina. To właśnie dzisiaj, po tej sytuacji i rozmowie z matką, która trzymała moją stronę, ale strasznie słabo, nic nie zrobiła, tylko po prostu mówiła - wybiegłem z nożem za dom. Chciałem ze sobą skończyć, ale nie mogłem. Mam swoje marzenia, dla których chcę żyć, ale boję się, że nie wytrzymam w tym domu dłużej. Ojciec jak zawsze w pracy, mama do niego dzwoniła po tym co się stało, ale braciszek naopowiadał co chciał i on jak zawsze trzyma jego stronę. Nawet przed chwilą słyszałem, jak się na mój temat kłócą. Mam dość, są takie chwile. Te wymienione sytuacje, to procent. Ale zawsze jak myślę, co on tak na prawdę mi zrobił, zwykle myślę o tym po jego "wybryku" i naskoczeniu na moją osobę - wtedy nie mogę sobie nic przypomnieć, choć wiem, że cierpię przez niego prawie każdego dnia. Nie wiem, czy to moja podświadomość już wszystko tłumi? Nie chcę, by to kiedyś wybuchło i bym na prawdę to zrobił - zabił się. Czy problem jest we mnie? Kto ma rację? Ja czy brat? Problem na pewno jest we mnie, bo przecież mam myśli samobójcze no i te myśli o zabiciu jego. Ale myślę, że nie zabiłbym go. raczej siebie. Pomóżcie, napiszcie, co mogę zrobić, albo czego nie robić. Mam go unikać? Nie chcę z nim rozmawiać. Nie chcę, by znowu mnie obrażał i wywoływał cierpienie. Chciałbym się wyprowadzić, ale mam 15 lat. Mam nadzieję, że za rok, gdy on skończy 18 - opuści nasz dom.