Czy antydepresanty naprawdę mogą wywoływać aż tak silne efekty uboczne jak objawy depresyjne?
Witam,
mój chłopak ma dosyć długą historię leczenia depresji. Dodam jeszcze, że w wieku 7 lat miał stwierdzony zespół Aspergera, który szczerze mówiąc nie jest w ogóle widoczny obecnie (20 lat). Mam na myśli to, że jest to bardzo komunikatywna osoba, nieodizolowama społecznie, nie ma żadnego problemu z okazywaniem uczuć, nigdy nie powiedziałabym, że znajduje się w spektrum autyzmu, gdyby mi o tym powiedział.
Wracając do tematu, od 1,5 roku jest leczony na depresję, jednak nie przynosi to oczekiwanych skutków. Początkowo przyjmował Lexapro, który nie pomógł, następnie Venaflaxine, po której było nawet gorzej, aż w końcu zaczął przyjmować seroquel (gdyż wystąpiło podejrzenie choroby afektywnej dwubiegunowej). Dodam, że był pod stałym nadzorem psychiatry, jednak dość nieudolnego, dlatego zdecydował się zasięgnąć opinii innego, gdyż podejrzewał chorobę afektywna dwubiegunowa oraz, że przyjmowana przez niego dawka seroquelu jest zbyt niska, by móc coś zdziałać. Nowy psychiatra postawił opinię, że błędem było zapoczątkowanie przyjmowania jakichkolwiek leków i że objawy depresyjne, które ujawniały się u niego przez cały ten czas były spowodowane przez przyjmowane leki i zalecił wycofanie ich. Więc właśnie tak zrobił, jednak mimo powolnego wycofywania seroquelu (od tygodnia nie bierze już niczego, a zaczął zmniejszać dawkę około 5 tygodni temu) nie widać znacznej poprawy, dalej miewa stany mocno depresyjne, a nawet myśli samobójcze.
Stąd moje pytanie, czy taka diagnoza wydaje się prawdziwa?
Czy anrysepresanty naprawdę mogą wywoływać aż tak silne efekty uboczne jak objawy depresyjne?
Jeżeli diagnoza jest prawdziwa, jak długo będzie trwał powrót do normalnego stanu? (Dodam jeszcze, że jest on pod opieką terapeuty)
Pozdrawiam