Czy istnieje jakiś złoty środek, aby odbić się od dna tej studni i poszybować w obłokach radości życia?
Dzień dobry, mam 26 lat, mieszkam z pracującą dziewczyną oraz kilkoma współlokatorami. Przeniosłem się do większego miasta z myślą, że znajdę tu kawałek własnej ziemi, na której mógłbym spełnić swoje ambicje. Jednak zderzenie z rzeczywistością okazało się bardzo bolesne.
Od dłuższego czasu nie mogę znaleźć pracy, mimo, że ukończyłem trzy szkoły wyższe i posiadam kilkuletnie doświadczenie na różnych stanowiskach. Nie chcę, nie mogę być zależny od kogokolwiek, a każdego dnia czuję rosnący garb na plecach. Ludzie zaczynają mnie męczyć, każda sytuacja zaczyna mnie denerwować i czuję, jakbym tracił kontrolę nad wszystkim co robię. Widok kolejnego "rekrutera" wywołuje u mnie niesmak, a widząc głupotę niektórych ludzi, którzy notabene pną się w górę i osiągają coś w życiu, dławi mnie, wywołując pogłębiający ból wewnętrzny.
Dawniej miałem siłę, wierzyłem, że mogę zmieniać wszystko, śmiałem się, radowałem każdą drobnostką i nie zważałem na potknięcia bo widziałem metę, do której musiałem dobiec. Koledzy zazdrościli mi mojego podejścia do świata, ludzi i otoczenia, dzisiaj jest zupełnie odwrotnie. Dlaczego, będąc ogromnie zdeterminowany, nie mogę sobie z tym wszystkim poradzić? Każdego dnia obserwuję pogarszającą się sytuację w moim związku, a wszystko to przez pieniądze, które odległe są od mojej rzeczywistości.
Niejednokrotnie miałem myśli samobójcze, jednak wiem, że nie mógłbym, nie potrafiłbym się poddać. Nie mam wsparcia od rodziny, jak już wcześniej wspominałem, zaczynam tracić wsparcie ukochanej osoby, bo każdemu wydaje się, że "gdybyś chciał to byś miał", a to nie jest takie proste. Każdego dnia wstaję, czytam ogłoszenia, wysyłam podania, chodzę, pytam i wszędzie zastaję negatywne odpowiedzi... Śmiać mi się chce z tych wszystkich karierowiczów, którzy wyżej niż cztery litery swoje mają. Nie wiem jak mam opisać swój stan, ale czuję jak wszystko zaczyna mnie przerastać, że każdy dzień działa destruktywnie na moją psychikę, że nie widzę drogi ku lepszej przyszłości, a ta którą zastaje to odcienie czerwieni, odpychające żarem i spiekotą...
Boję się, że następne dni, tygodnie mogą całkiem zniszczyć moją osobę, mój charakter, mój związek, moje życie. Czy istnieje jakiś zloty środek, aby odbić się od dna tej studni i poszybować w obłokach radości życia?