Brak poczucia sensu życia i utrata zainteresowania czymkolwiek - jak mam sobie pomóc?
Jestem w klasie maturalnej. Niedługo mam zdawać maturę, pójść na studia i podjąć jedne z najważniejszych decyzji w moim życiu, ale problem tkwi w tym, że nie widzę w tym sensu. Ani w tym, ani w innych rzeczach, nawet tych całkiem przyziemnych, z którymi mam do czynienia każdego dnia. Muszę jednak zaznaczyć, że są okresy, w których udaje mi się normalnie funkcjonować. Cieszę się na myśl, że wrócę ze szkoły do domu, usiądę wygodnie w fotelu, wypiję herbatę, porozmawiam z mamą (mam z nią bardzo dobry kontakt). Niestety takie okresy trwają o wiele krócej niż te, w których przyszłość widzę... a właściwie w ogóle jej nie widzę, a przynajmniej nie dostrzegam w niej sensu. Ogromnie mnie to męczy, bo tracę zainteresowanie czymkolwiek, to, co sprawiałoby mi normalnie przyjemność staje się uporczywe i pozbawione jakiegokolwiek uroku a nawet sensu. Nie wiem, skąd mi się to bierze. Chciałabym jednak wspomnieć o tym, że pod koniec 2 gim. zostałam całkowicie odizolowana od klasy. Mało tego, wiedziałam dokładnie co się o mnie wtedy mówiło i przeżywałam to bardzo. Były nawet chwile, w których nie miałam ochoty wstawać z łózka. Wielkie nadzieje pokładałam w klasie licealnej, wierzyłam ze będzie lepiej. I owszem, jest. Trafiłam jednak na bardzo podzieloną wewnętrznie klasę. "Trzymam się" z osobami bardzo władnymi i zaborczymi. Nie muszę oczywiście tego robić, ale wiem, że jeśli przestanę, sytuacja z gimnazjum się powtórzy, a tego panicznie się boję. Ostatnio każdego dnia myśl o tym, ze mam się spotkać ze swoją klasą i dwoić się i troić aby zadowolić wszystkich (bo oprócz ludzi zaborczych w klasie są ludzie, którzy bardzo mnie lubią, ale z "przywódcami" się nie trzymają) sprawia, że mam mokre ręce, jest mi zimno i w środku cała drżę. Nie jestem jednak pewna czy to ma bezpośredni wpływ na mój bark dostrzegania sensu życia. Trudno mi to określić. Jest jeszcze jeden problem. Wiadomo jak to jest w tym wieku... miłości, uczucia. Nie mam nikogo. Nie jestem nieatrakcyjna, przynajmniej ja się za taką nie uważam. Co więcej słyszę dość często od ludzi, że jestem ładna, zadbana itd. Mimo to, gdy już wybiorę się na dyskotekę czy jakieś spotkanie przy muzyce, chłopcy nie są chyba zainteresowani tańcem ze mną. Nie powiem, że się tym nie przejmuję. Nie wiem co ze mną nie tak. Bo kolegów mam wielu, jestem komunikatywna, rozmawiamy często i wszystko wydaje się być w jak najlepszym porządku. No i muszę wspomnieć także o zawiedzionej miłości - to też mnie dotknęło. Bardzo mocno naruszyło moje emocje. Chyba przestaję wierzyć, że mogę spodobać się komuś, kto podoba się mnie. Czy to wszystko może być ze sobą połączone, czy może być też tak, że brak poczucia sensu i utrata zainteresowań jest zupełnie niezależna od tego co działo się i dzieje w życiu? To naprawdę mnie przytłacza i to porządnie. Co mam robić, jak mam sobie pomóc?