Czy to objawy, z którymi powinnam zwrócić się do psychologa?

Zacznijmy od tego, że byłam u psychologa raz w życiu. Za namową, a może zachętą przyjaciółki. Nie jestem zbyt dobra w rozmowach, zwłaszcza z obcymi. Mówienie o sobie też wykracza u mnie poza możliwości. Tak przynajmniej uważam. Kiedy byłam w liceum (w tamtym okresie własnie byłam u psychologa) przestałam sobie radzić z życiem. W zasadzie trwało to dość długo. Okaleczałam sie, myślałam o śmierci. Może nawet nie do końca. Bałam się bólu związanego z odebraniem sobie życia. Ale chciałam przestać istnieć. Nie czułam wsparcia. Poradziłam sobie z tym dzięki nowej znajomości , która niestety z czasem okazała się strasznie bolesna. Na studiach wróciła mi niechęć do zwykłego działania, brak motywacji. Wiedziałam, że potrzebuje wsparcia... albo rezygnacji ze studiów, bo nie widziałam w tym sensu. Był to jedyny raz gdy szczerze porozmawiałam z moją mamą by zapisała mnie do psychologa bo znała już jakiegoś jak była u niego z moją siostrą gdy ta miała anoreksję. Potrzebowałam po prostu by ktoś mnie "popchnął", był w tym ze mną, ale mimo zapewnień nie uzyskałam żadnej pomocy. Nie zapisała mnie do żadnego psychologa, za to dostałam pretensje, że zrezygnowałam ze studiów. Strasznie bolało, bo sama rozmowa z nią i powiedzenie, że mam problem były naprawdę trudne. A zamiast pomocy dostałam jeszcze kopa. W zasadzie nie kojarzę domu rodzinnego jako coś dobrego, ani przed rozwodem rodziców, ani po. Mimo wszystko wydaje mi się, że wyrosłam na ciepłą i przyjacielską osobę. Nic nie liczy się dla mnie bardziej niż bliscy ludzie. Stałam się bardziej śmiała i otwarta, uśmiechałam się i po prostu miałam w sobie tą energię. Ale od zeszłego roku znów wszystko wraca. Przeżywam pracę, relacje. Rozpamiętuję dzieciństwo, czasy nastoletnie. Znów się kaleczę. Nie radzę sobie z własnymi myślami. Znów mam problemy ze snem. Czasem wole nie wstać, albo leżeć cały dzień w łóżku. Nie umiem o tym rozmawiać, wolałabym nawet nie. Uważam to za kłopot, coś wstydliwego i żałosnego. Wiele razy przeglądam różnych psychologów, ale i tak nie mam odwagi do żadnego pójść. Nie chce robić problemu tym, że nie będę potrafiła nic powiedzieć, a wiem, że tak będzie. Mam taki bajzel w głowie. Szczerze to nawet nie widzę nic do czego miałabym dążyć. Żyje bo nie chce by ludzie wokół mnie cierpieli albo pomyśleli, że to przez nich. Jestem osobą, która potrafi się do czegoś przymusić by tylko nie było drugiej osobie przykro. Ale ostatnio już nawet nie mam siły, wole siedzieć w domu niż iść i gdzieś z kimś przebywać czy rozmawiać. Trzymam się najbliższych osób przy których czuje się swobodnie.
KOBIETA, 26 LAT ponad rok temu
Mgr Anna Byczko Psychologia
42 poziom zaufania

Dzień dobry,



Sytuacja w rodzinie i relacje z matką/ojcem kreują to, jak ustawiamy nasze relacje w teraźniejszości z innymi, czy nawet z samymi sobą.

Pani lęk o to, że nie będzie umiała Pani wydusić z siebie słowa jest zrozumiały. Można powiedzieć, że nie ma Pani "wprawy" w dzieleniu się swoimi problemami z innymi, ponieważ w domu rodzinnym nie było takiego wzorca. W Pani życiu prawdopodobnie przybrała Pani funkcje kogoś kto jest raczej ratownikiem, niż kimś kto czasem mógłby być osobą potrzebującą pomocy. Trzeba pamiętać, że ratowanie świata, bycie miłym, dostępnym, biegnącym z pomocą jest bardzo ciężką pracą, która może doprowadzić do wypalenia i poczucia beznadziei. Ma Pani prawo czuć się słaba i potrzebująca pomocy. Jest Pani tylko człowiekiem.

Odnośnie Pani strachu przed "zrobieniem problemu" psychologowi tym, że nie wie Pani co powiedzieć, proszę Pamiętać, że psychologowie są szkoleni, aby umieć wykrzesać informacje, czy meritum sprawy z chaotycznej rozmowy z klientem. Zachęcam Panią do przyznania się do tego, że jest Pani ciężko zacząć rozmawiać o czymkolwiek i czuje Pani duży opór z tym związany. Nawet jeśli zacznie Pani płakać, jest to całkowicie akceptowalne i pomocne.

Jak najbardziej, proszę znaleźć dla siebie psychoterapeutę oraz pamiętać, że jest Pani właścicielką czasu, który rezerwuje Pani na sesje, więc może Pani zachowywać się podczas wizyty dowolnie. Może Pani milczeć, a nawet płakać. Czasem w terapii nie zawsze słowa są najważniejsze.



Pozdrawiam serdecznie i życzę wszystkiego dobrego

0
redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

Patronaty