Czy wpadłam w sidła przemocy psychicznej ze strony męża?
Mam 27 lat, syna w wieku 2 latek, mężatką jestem od 3lat. Na początku małżeństwa, wszystko było normalnie, maż był czuły, wyrozumiały, świetnie się dogadywaliśmy. Zaszłam w ciążę i zaczęły się drobne sprzeczki, w których często słyszałam "kobieto ty jesteś nienormalna", "ty sobie nie radzisz", "rusz tym swoim tępym mózgiem" itp. (tu zaznaczę, że mam wyższe wykształcenie, nadal podnoszę kwalifikacje, maż ma wykształcenie zawodowe -nigdy nie sprawiało mi to różnicy, dopóki on nie zaczął mnie obrażać ). Nie były to kłótnie o poważne rzeczy, przeważnie to były błahostki, które od słowa do słowa tak się kończyły.
Nasz syn się urodził i było znowu sielsko, do momentu kiedy mąż zmienił pracę, teraz pracuje w zakładzie, w którym 80% to kobiety. Od pewnego czasu zaczął mnie unikać, przestał przytulać, całować, a nawet sypiać ze mną, a jeśli już miało dojść do zbliżenia to bez "owijania w bawełnę" - zrobić co zrobić i mieć spokój - to jego założenie. Zastanawiałam się czy mnie nie zdradza. Po pewnym czasie odkryłam, że mój mąż od 5 miesięcy, średnio 4 razy w tyg., parę razy dziennie (kiedy byłam pod prysznicem, wyszłam do sklepu, byłam obok w pokoju) odwiedzał strony pornograficzne, na co on stwierdził, że nie musi mi się z tego tłumaczyć.
Kłótnie zaczęły się częściej, ja poczułam do niego odrazę, niechęć, przestałam zabiegać o jego względy. Mąż potrafi zrobić kłótnie o naczynia w zlewie, o okruszek na dywanie, dosłownie o wszystko, wyzywając mnie od tępaków, bezmózgów, powtarzając w kółko, że jestem ograniczona umysłowo, że powinnam iść się leczyć. Czasami rozmawia ze mną jakbym naprawdę była chora psychicznie, 5 razy powtarza te same pytania, tłumaczy jak małemu dziecku i o wszystko co się nie stanie mnie obwinia, non stop słyszę "to twoja wina, bo ty sobie nie radzisz" (bo skrzydełka w zupie się nie rozpływają w ustach, tylko trzeba je obgryźć - szok!).
Aż w końcu pewnego wieczora, podczas tłumaczenia mężowi po raz setny błahostki, i słysząc że jestem p... uderzyłam go w twarz, po czym usłyszałam, że jestem szmatą. Nie mam sił walczyć o niego, starałam się, przepraszałam nawet jeśli nie było mojej winy, ale tym razem miarka się przebrała. Proszę mi powiedzieć czy to jest ewidentna przemoc psychiczna, czy problem jest inny? Czy warto udać się na terapie małżeńską i ratować małżeństwo ze względu na dziecko i na to co nas kiedyś łączyło, czy taka terapia naprawdę nam pomoże? A może ja się nadal łudzę, że da się jeszcze dogadać, że on się zmieni? Może powinnam odejść od niego? Jestem w kropce.