Jak pokochać siebie i odnaleźć sens życia?

Witam Po raz kolejny straciłam sens życia i nie potrafie juz wierzyć, że kiedyś będzie lepiej, to jest dla mnie za trudne, nie mam już sił. Od 9 roku życia byłam wykorzystywana seksualnie przez pracownika rodziców i trwało to do momentu, aż nie opuściłam rodzinnego domu, wielokrotnie szukałam pomocy dla siebie i słyszałam tylko deklarację słowne po czym i tak byłam odrzucana. Gdy już tracilam nadzieję poznałam swoją lekarz prowadząca, która bardzo pomogła mi stanąć na nogi, a późnej załatwiła mi mieszkanie w Ośrodku Interwencji Kryzysowej. Rodzice od dziecka stosowali wobec mnie przemoc fizyczną i psychiczną i też dzięki wsparciu Pani doktor i terapeutce podczas interwencji policji postanowiłam założyć rodzica niebieska karte i wtedy w maju 2018 uwolnilam się z domu. W tym czasie chodziłam na terapie indywidualnie i oczekiwałam na termin terapii grupowej na oddziale, którą odbywałam od 19 lipca do 12 października. Po opuszczeniu oddzialu, dostałam zalecenie powrotu za 1,5 miesiąca na kolejną terapie, w czasie oczekiwania przyjęcia na oddział, wróciłam na terapie indywidualną, jednak w połowie listopada złamałam kontrakt, który zawarlam z terapeutka, że nie będę mieć zachowań autodestrukcyjnych, było mi na tyle głupio i nie poinformowałam jej o tym, że nie dotrzymalam słowa. Mój stan psychiczny od tamtej pory się pogorszyl, zaczęłam mieć omamy wzrokowe i słuchowe, czuje dużo strachu przed samą sobą, mam myśli i zamiary samobójcze. 2 stycznia tego roku trafiłam na oddział, ale tym razem ta terapia była dla mnie męcząca. Każdego dnia starałam się uciec przed swoimi myślami i samą sobą, opuszczalam oddział i przebywałam na terenie szpitala do późnego wieczora z dala od innych. Czułam lęk i napięcie, gdy ktoś się mnie zapytał jak się czuję, wtedy od razu musiałam uciekać, zeby się pociąć albo poddusić, po to, by się ukarać za swoje istnienie. Przebywając na oddziale, dowiedziałam się, że odbyła się grupa robocza i komisja postanowiła wycofać rodzica niebieska kartę, tylko dlatego że jestem od nich odizolowana. Załamałam się, bo znów się zawiodłam na ludziach i jak zwykle wszystko idzie pomysli moich rodziców. Poinformowałam o tym swoją lekarz, ale ona się do mnie nie odezwała, co wywołało u mnie ogromne poczucie winy, że tak naprawdę to ja jestem wszystkiemu winna i nie zasługuje na żadną pomoc. W piątek już nie wytrzymałam i wypisalam się na wlasne żądanie z oddzialu, uznałam że jestem dla każdego problemem i muszę zniknąć stąd raz na zawsze. Nie oczekuje już żadnej pomocy, nawet jej nie chce. Chce tylko się dowiedzieć dlaczego, moje życie to pasmo kar i porażek? Dlaczego jestem nikim, bezwartosciowym nikomu niepotrzebnym balastem ? Nie mam juz w swoim życiu nikogo, to tylko utwierdza mnie w tym że sama sobie jestem winna i nie zasługuje na to by żyć.
KOBIETA, 24 LAT ponad rok temu

Dzień dobry,
Pani problemy są naprawdę bardzo poważne i to dobrze, że napisała Pani o nich w tym miejscu. Koniecznie powinna Pani udać się do psychiatry, gdyż farmakoterapia jest tu niezbędna. Leki pozwalają na stosunkowo szybkie pozbycie się omamów. Potrzebuje Pani także terapii indywidualnej prowadzonej równolegle z farmakoterapią. Nie powinna Pani aż tak bardzo przeżywać tego, że w listopadzie złamała Pani kontrakt, gdyż to często się zdarza pacjentom. Niestety w trakcie terapii każdy ma prawo do chwili słabości a psycholog jest osobą, która doskonale to rozumie. Pani lekarka nie wiadomo tak naprawdę dlaczego się do Pani nie odezwała i to przecież nie Pani wina. Zastanawiam się też dlaczego uważa Pani swoje życie za pasmo kar. Kara jest zawsze za zrobienie czegoś złego a Pani nic złego nie zrobiła. Nawet jeśli spotykała Panią ogromna krzywda w życiu to nie można jej definiować w kategoriach kary (tu krzywda miała miejsce za nic). Porażka oznacza zaś sytuację w której coś nam się nie uda, mimo naszych starań. Ciekawi mnie to, gdzie dostrzega Pani porażkę w swoim życiorysie. Terapie które nie pomogły lub to, że zawiodła się Pani na ludziach nie oznacza wcale porażki. Zastanawiam się nad tym, czy dostrzega Pani to, że jest potrzebna samej sobie. Sądzę że terapia pomogłaby Pani dostrzec to, że żyjemy swoim życiem dla siebie i zasługujemy na to by kochać samych siebie. Ciekawa jestem skąd w Pani takie przekonanie, że jak się jest samotnym to jest się winnym lub nie zasługuje się na życie. Nie ma Pani nikogo bliskiego, ale to nie jest Pani wina. Nie została też Pani odrzucona przez własną bezwartościowość. Niestety czasem tak w życiu bywa, że ktoś kogoś krzywdzi, ale to nie ma nic wspólnego z tym, że ofiara jest bezwartościowa lub nie warta miłości. Wiele można by o tym pisać, ale konkluzja z tego jest taka że rodzice, inni ludzie oraz negatywne doświadczenia wyrobiły w Pani błędne schematy samej siebie, zniekształcenia w spostrzeganiu siebie i świata itd. Z pewnością terapia pomogłaby Pani zmienić sposób myślenia i naprawić w Pani to, co zniszczyli inni ludzie. Na ten moment tego Pani nie widzi, ale patrząc na to z boku dostrzegam, że Pani sposób myślenia o sobie znacznie odbiega od sposobu myślenia osób które nie przeżyły tyle negatywnych doświadczeń, co Pani. Podejrzewam, że terapeuta byłby dla Pani takim lustrem w którym mogłaby Pani zobaczyć prawdziwą siebie - godną miłości, godną by żyć, wartościową osobę, którą ktoś krzywdził przez lata. Pani jest ofiarą a kto inny jest sprawcą i to nie ofiara powinna czuć się winna. Mam nadzieję, że wyjdzie Pani z kryzysu psychicznego i pokocha samą siebie. Jest Pani bardzo młoda i życzę Pani by znalazła w sobie tyle siły, aby zawalczyć o siebie.
Pozdrawiam serdecznie

0
redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

Patronaty