Jak pomóc mężowi uzależnionemu od alkoholu?
Witam! Mam problem z mężem, który wg mnie nie panuje nad piciem alkoholu. Jesteśmy małżeństwem od 5 lat, znamy się 7. Od zawsze mój mąż lubił sobie wypić piwko. Potem były dwa, niemal codziennie. Jak zaczęłam naciskać i wyolbrzymiać problem, to przez chwile był spokój i potem powrót do rzeczywistości - czyli codziennie dwa piwka. Ciągle słyszałam, że jestem przewrażliwiona, że dwa piwa dziennie to jeszcze nic złego. Następny krok, aby ulżyć mi, to była zamiana dwóch piw na jedno mocne, z jednego mocnego zrobiły się dwa dziennie. Niestety rozmowa z mężem, który jest po dwóch mocnych nie była już taka miła. Niestety mnie coraz częściej ponosiły emocje, odbijało się to negatywnie na naszych relacjach małżeńskich - coraz mniej wspólnych tematów, na moich barkach coraz więcej spraw związanych z dziećmi, z opieką nad nimi, coraz mniej mojej cierpliwości dla dzieci.
1,5 roku temu podjęliśmy wyzwanie - budowa domu. Przez cały czas miałam obawy, że dom budować będziemy w miejscowości, w której mąż żył od dziecka, gdzie pracuje, gdzie ma kolegów, z którymi lubi wypić. Z drugiej strony, cieszyłam się, że nowy dom, cel podniesie ego męża. Niestety dzisiaj wiem, że moje przypuszczenia, obawy o powrót do korzeni stały się faktem. W ostatnim czasie wyszło tyle spraw związanych z piciem męża, że jestem pewna, że on ma problem. Po pierwsze nie pije już mocnego, a gorzką żołądkową najczęściej. Znajduję puste lub w części opróżnione butelki w szafce na buty, w jego kurtce (wcześniej też to się zdarzyło, ale nie aż tak często i wytłumaczenia męża do mnie trafiały). Niestety przyłapałam go na tym, że po kieliszku jechał za kierownicą, wioząc jednocześnie dzieci. Za każdym razem mąż prosi o ostatnią szansę, powtarza, że kocha nas, że wie, ze ostatnio przeginał, że pić będzie, ale z umiarem. Niestety ostatnie dwa miesiące pokazują, że nie ma umiaru, że musi codziennie wypić, stał się nerwowy i wyalienowany z naszego życia. Zapomina (zrzucając to na bark problemów z pamięcią w jego rodzinie), bardzo schudł. A co gorsza uważa, że to nie on, a ja mam problem. On przecież niczego złego nie robi.
Nie rozmawia z nami tylko krzyczy. Krzyczy na dzieci, nie dając im nic dobrego w zamian. Wymaga od innych, od siebie nic. Ja rzeczywiście też mam problem - nie potrafię opanować emocji, podnoszę na niego ręce, przestaję szanować. Nie śpię w nocy, myśląc jak sobie poradzić. Szantażuję, że odejdę. Kilka razy zamykałam mu dom przed nosem, łudząc się, że kubełek zimnej wody pomoże. On zawijał ogonek, szedł do swojej mamusi, która mieszka w pobliżu i na drugi dzień wracał, wprowadzając mnie w jeszcze większe poczucie winy. Jak mu pomóc, jak go przekonać, ze powinniśmy pójść do specjalisty? Bardzo bym chciała, abyśmy znowu byli szczęśliwą rodziną. Widzę i czuję, że obracamy się w błędnym kółku - na zewnątrz udajemy kochającą się rodzinę, ale w środku tak nie jest. Jest coraz więcej krzyku, płaczu, rozpaczy oraz obawy o jutro. Pomóżcie, proszę.