Jak powinien wyglądać związek?
Jestem Kobietą. Mam 29 l. Przez 4 lata byłam w stałym związku. Od początku związek ten polegał głownie na spotkaniach weekendowych, imprezach i spotkaniach z jego kolegami. Było fajnie, ale z czasem zaczęło mi brakować więzi, intymności, chwil tylko we dwoje, odpowiedzialności i troski ze strony chłopaka.
Myślałam, że to przyjdzie z czasem, ale dla mojego chłopaka jakakolwiek rozmowa była stratą czasu, siedzenie ze mną w domu również. Ciągle byli koledzy, alkohol i zabawa, nie poczuwał się do troski o mnie, jego duma nie pozwalała mu o mnie walczyć czy się starać, wygodnie było mu przyjechać do mnie na weekend, iść do łóżka, na imprezę i wrócić do swoich zajęć. Nie dążył do stałego bycia ze mną, uważał, że każdy z nas jest wolnym człowiekiem i jak kocham, to powinnam rozumieć jego potrzeby.
We mnie narastały pretensje i coraz bardziej czułam się olewana, jednak jego pewność siebie i tego co robi sprawiała, że ja, mówiąc o swoich potrzebach, czułam się małostkowa. Wychodziło na to, że to ja jestem kłótliwa i zaborcza. Bo mam pretensje, że się spóźnia, że nic nie robi dla nas, tylko myśli o sobie i zabawie, że widujemy się za mało (raz na tydzien i to ze znajomymi). 7 miesięcy temu się rozstaliśmy, bo on już nie mógł wytrzymać moich kłótni, a ja jego olewnia.
Z tego co wiem, to nadal mnie kocha, ale czeka aż ja się zmienię! A ja wciąż analizuję, nie mogę jeść, ciągle bym spała, wymiotuję - to zawieszenie dołuje mnie coraz bardziej. Dlatego pytam się czym jest miłość? Dawaniem wolności i swobody bez żadnych granic? Nie można niczego oczekiwać od drugiej osoby? A z drugiej strony życie bez niego wydaje mi się takie nudne i nic już nie ma dla mnie znaczenia, a z nim czuję się też źle. I ciągle analizuję, głowa już mi pęka, nie widzę dalszego sensu.