Czy ten związek ma szanse?

Mam 27 lat, on 32, jesteśmy parą od 9 lat. Była to miłość tak silna i wielka, że wiele dla niej oboje porzuciliśmy. Ja rzuciłam studia, wprowadziłam się do niego, on stracił kontakt ze znajomymi, obojgu nam popsuły się stosunki z rodzicami. Kochaliśmy się na zabój, nad życie, to było coś niesamowitego, trwało około 4 lat i od tamtego czasu zaczęło się coraz bardziej psuć. Żyjemy razem, oboje mamy dobrą pracę i nadal studiujemy. Rozwijamy się i realizujemy zawodowo. Ale w naszym związku brakuje szacunku, tolerancji, akceptacji - wyzwiska, szarpanina to podstawa naszych kłótni. Wiecznie obwiniamy się wzajemnie o wszystko. Ja często wpadam w furię i wyrzucam z siebie potok słów (kiedyś bardzo żałowałam takich słów wypowiadanych w złości, ale teraz już mi się to robi obojętne.) Seks przestał mi sprawiać przyjemność. Mam ciągle do niego pretensję, moim zdaniem nie bezpodstawne - mój partner jest wiecznie zmęczony i ciągle go coś boli, nie ma czasu na nic, oprócz tego, że chodzi do pracy i realizuje swoje pasje (trening w siłowni i komputer). Nie potrafimy poradzić sobie z narastającym bałaganem w naszym mieszkaniu. Stosy naczyń piętrzą się, stos prania, ja nie mam siły wszystkiego dookoła pilnować i ciągle pokazywać palcem, zwracać uwagę, że jest bałagan, sprzątać. Jemu nie przeszkadza brud w mieszkaniu. Od 2 lat proszę go o pomalowanie ścian, odświeżenie mieszkania, niestety, bezskutecznie. Wszystko się strasznie kumuluje we mnie, ta złość na to jego lenistwo, niezadowolenie z seksu, denerwuje mnie jego przesadna dbałość o swój wygląd zewnętrzny, a z drugiej strony wieczne krytykowanie mojego wyglądu, że ubrałam się zbyt wyzywająco, że nieładnie. Mam wrażenie, że łączy nas tylko braterska więź po tylu latach, brakuje mi ognia, brakuje mi czułości z jego strony, słów miłych, które nie będą brzmiały jak żart, nie chcę być traktowana jak młodszy brat. Wiele razy próbowałam odejść, ale nie mam odwagi, boję się, że jak się wyprowadzę, to nie będzie już odwrotu. Kiedyś chciałabym stworzyć normalny dom, ale on nigdy mi się nie oświadczył, wyśmiewa i bagatelizuje moje rozmowy o oświadczynach czy ślubie. Rozmawiamy czasem poważnie o wspólnej przyszłości, ale to raczej wypływa z mojej inicjatywy i to po ogromnej kłótni, i nie ma w nich mowy o małżeństwie i dzieciach. Mój partner nie chce dzieci „na razie”. A ja? Ja może kiedyś będę chciała, ale nie mam pewności, że on będzie chciał, nie wiem, jakim będzie ojcem - brakuje mu poczucia obowiązku. Po tylu latach mam takie straszne uczucie pustki i rozgoryczenia...

KOBIETA, 27 LAT ponad rok temu

Witam!

Przeżywacie Państwo wiele trudności w swoim wspólnym życiu. Pani jednak nadal ma nadzieję na poprawę i chce coś zmienić. Warto sobie zadać pytanie, czy partner też chce zmian i czy Wasz pogląd na te zmiany będzie podobny. Do „modernizacji” związku potrzeba zgody obojga partnerów. Pani samej będzie trudno cokolwiek w tej kwestii zdziałać. Dlatego warto porozmawiać z partnerem o przyszłości związku.
W przypadku tak ważnych, ale zarazem trudnych spraw, dobrze było przeprowadzić tę rozmowę na spokojnie, bez podniesionych głosów i obelg. Z Pani opisu wnioskuję, że może to być poważne wyzwanie. Opisany przez Panią sposób rozwiązywania problemów za pomocą kłótni, kiedy napięcie jest tak duże, że nie możecie inaczej rozmawiać, jest mało efektywny.

Zawsze kiedy wzajemnie na siebie krzyczycie, nie słuchacie się. Nie rozwiązywanie problemów i wzajemne stosowanie przemocy (zarówno słownej, jak i fizycznej) może prowadzić do rozpadu więzi, zaniedbywania siebie wzajemnie i narastania trudnych emocji, takich jak żal, poczucie niezrozumienia, osamotnienie czy rozczarowanie. Dlatego, jeśli chce Pani zadziałać konstruktywnie, warto spróbować spokojnej rozmowy. Dobrze byłoby wcześniej się do niej przygotować.

Zarówno Pani, jak i partner możecie stworzyć listy rzeczy, które Was denerwują, wywołują frustrację, czy są zdaniem każdego z Was do zmiany. Możecie na początek wymienić się takimi listami, bo w ten sposób zapoznacie się z punktem widzenia drugiej osoby i dobrze przemyślicie, co dalej. Rozmowy i tak nie da się uniknąć, jeśli chcecie tworzyć wspólną przyszłość. Warto jednak pracować nad komunikacją i językiem rozmów. Jeśli czekacie na rozmowę do ostatniej chwili, kiedy nawarstwia się masa problemów, to emocje mogą brać górę nad zdrowym rozsądkiem. By temu zapobiec, warto rozmawiać o problemach na bieżąco.
Ważne jest, byście oboje nauczyli się mówić za siebie, tzn. nie obwiniając drugiej osoby, wyrażali własne myśli i uczucia. Idealna do tego jest komunikacja typu „ja”, np. ja czuję się źle, kiedy nie sprzątasz po sobie, jestem zdenerwowana/smutna/zrozpaczona/przygnębiona/wściekła, kiedy postępujesz w ten sposób. Nie oceniajcie siebie nawzajem, bo to nie przynosi poprawy sytuacji. Pomówcie o zachowaniach, które Wam nie pasują i o uczuciach, które przeżywacie w związku z tym.
Jeżeli taka samodzielna praca będzie za trudna, to polecam wizytę u terapeuty dla par. Rozpoczęcie wspólnej terapii może pomóc Wam się porozumieć i na nowo odkryć, dlaczego jesteście razem. Namiętność i głębokie uczucie może obudzić na nowo. Jednak by tego dokonać, musicie Państwo zacząć ze sobą rozmawiać i słuchać siebie nawzajem.

Pozdrawiam 

0

Dzień Dobry Pani,

Zacznę od odpowiedzi na Pani pytanie…, szanse są zazwyczaj zawsze…Z Pani relacji wynika, że do czterech lat związku uczuciowego byliście państwo zachwyceni sobą, wzajemnie atrakcyjni fizycznie, mentalnie, seksualnie.
Po upływie czterech lat u Państwa (tak jak w wielu związkach spada wzajemna atrakcyjność, namiętność i zaangażowanie, jak również skupienie i koncentracja na Osobie Partnera, jak i na potrzebach/oczekiwaniach/pragnieniach Partnera i odpowiadanie na te potrzeby.

Zanika komunikacja miedzy Partnerami, która była być może wcześniej mocno już nadszarpnięta.
Pojawia się niezrozumienie, brak dialogu i wycofywanie z relacji- poprzez skupianie się na "minusach" relacji, i nie na "plusach".
Partnerzy zapominają, jak i co ich połączyło, nie widzą już piękna w sobie i widzą tylko
to, co się nie podoba, i najczęściej te piety Achillesowe...

Fakt, że Pani partner nie zaproponował Pani małżeństwa i nie oświadczył się, może to być wskazówka, że więź między Państwem już wygasła, bo wkradła się monotonia i skupianie się na negatywach i nie na pozytywach Waszej relacji.

Jeśli podejmiecie Państwo wspólną decyzję o pracy/współpracy nad związkiem, w związku, wskazana byłaby terapia par, do której mocno zachęcam...

Życzę Pani spełnionego i szczęśliwego związku partnerskiego,
irena.mielnik.madej@gmail.com

0
redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

Patronaty