Mam niską samoocenę - jak mogłabym to zmienić?
Witam, napisałam już z prośbą o pomoc, ale chyba źle wysłałam, więc spróbuję raz jeszcze. Mam 34 lata. Wychodzę/wyszłam (?) z anoreksji, bulimii. Jem w miarę normalnie, w związku z tym miesiąc temu odstawiłam lek. Niemniej od czasu wychodzenia z choroby moja i tak zaniżona samoocena sięgnęła dna. Żyję z największym swoim wrogiem, i to tak blisko, że bliżej już nie można - TEN WRÓG TKWI WE MNIE, JEST MNĄ. Nienawidzę siebie, i to tak bardzo, jak bardzo w ogóle można nienawidzić. Teraz zamiast w rozm. 32, 34 mam już 36/38. Brzydzę się sobą. Czasem myślę - jak dobrze byłoby wziąć cokolwiek, nożyczki, nóż, i obciąć ten nadmiar ciała!!!!!! Nie pracuję, więc mogę zamknąć się w domu i udawać, że nie istnieję. Jestem mega rozbita, mam myśli destrukcyjne (ale brak mi odwagi) i jestem totalnie nerwowa. A przecież mam córeńkę, którą kocham ponad życie, i drę się na Nią o byle co wniebogłosy. Ja tak nie chcę, już nie mogę, już dłużej nie wytrzymam. Na dodatek od pół roku nie było jednej nocy, żebym nie musiała zmieniać piżamy, tak bardzo się pocę. Jestem po kilku terapiach - już mnie na nie nie stać, straciłam na nie krocie. I NIC. Kiedy ważyłam przy wzroście 173 (teraz 171, bo przez kilka lat zaburzeń odżywiania zmalałam o 2 cm) 39 kg, wszyscy byli obok mnie. Wspierali, dbali, walczyli, załatwiali lekarzy, bo w każdej chwili mogłam umrzeć. Dziś zostałam sama, bo wyglądam i ważę normalnie (dla bliskich). Nie mam o to żalu, ale teraz bliżej mi do tej śmierci niż kiedykolwiek wcześniej. Bo nie wiem, czy taka emocjonalna, wewnętrzna śmierć nie jest gorsza od tej fizycznej. Tak bardzo potrzebuję pomocy!!!!!!!!!!!!!!!! Dlatego rzadko to robię, bo przecież muszę być najlepsza we wszystkim, perfekcyjna, naprawdę proszę o pomoc. Muszą być jakieś leki, które zaślepią moje ponoć chore spojrzenie na samą siebie i łagodność. Tego dziś pragnę najbardziej. Z wyrazami szacunku katrina