Przygnębienie po rozstaniu czy depresja?
Witam! Mam 24 lata, kilka tygodni temu z mojego życia odeszła osoba, na której bardzo mi zależało, banalnie rzecz ujmując, ideał. Na początku wydawało mi się, że jakoś się z tym uporam, ale mój stan pogarszał się z dnia na dzień. Odczuwam dolegliwości fizyczne, których wcześniej nie odczuwałam, drżą mi dłonie, czuję kołatanie serca, ból w okolichach mostka, dreszcze, często oblewają mnie zimne poty. Nie mogę zasnąć w nocy, a rano nie mogę zwlec się z łóżka, po prostu nie mam ochoty. Przestałam zwracać uwagę na to, w co jestem ubrana, muszę się zmuszać do tego, żeby się umyć, co z kolei nie zawsze mi wychodzi. Nie potrafię się na niczym skupić, czuję intelektulane odrętwienie, nie mogę sobie przypomnieć, co robiłam tydzień temu. Czuję wręcz namacalny ból, nie widzę sensu w niczym i nic nie sprawia mi przyjemności. Przestałam rozmawiać i spotykać się z przyjaciółmi, czuję się cały czas zmęczona, pozbawiona energii. Zapominam o tym, że muszę jeść, nie odczuwam łaknienia. Chudnę. Nie mam ochoty na nic. Uciekam w ból fizyczny. Nie potrafię sobie poradzić z tym wszystkim, zaczynam coraz częściej myśleć, że chyba lepiej by było, gdyby mnie po prostu nie było, mimo że wiem, iż nie powinnam. Codziennie powtarzam sobie, że będzie lepiej, a jednocześnie w głowie kołacze mi się "Nie będzie, przecież na to nie zasługujesz''.