Strach przed przytyciem i niska waga
Mam 20 lat. Zaczęłam się odchudzać jakieś półtora roku temu. Ważyłam wtedy 56 kg przy wzroście 158 cm. Najpierw wyeliminowałam standardowo słodycze, potem stopniowo z jadłospisu wyrzuciłam kolację, zmniejszyłam porcję obiadową, śniadanie zamieniłam na jakiś mały owoc. W końcu doszło do tego, że jem głównie owoce lub warzywa w zastępstwie normalnych posiłków. Czasem jem coś innego, żeby nikt się nie zorientował co robię. Owszem, jestem w stanie zjeść więcej, ale tylko wtedy gdy obiecam sobie, że następnego dnia nie tknę niczego.
Od pięciu miesięcy nie miesiączkuję. Teraz ważę około 44,8 kg. Codziennie piję dużo wody, co wpływa na przyrost masy ciała w ciągu dnia, nawet do 46 kg. Jednak gdy po wypiciu wody widzę te 46 na wadze, zaczyna mnie to przerażać, mimo iż wiem, że to stan przejściowy. Boję się przytyć, nie chcę wyglądać tak, jak przed odchudzaniem. Nie chcę ważyć więcej. I z tego powodu niejedzenie stało się moim nawykiem. Już nie potrafię inaczej. Z drugiej strony jakaś część mnie chce się pozbyć tego problemu. Wiem, że taki tryb życia skutkuje poważnymi konsekwencjami zdrowotnymi. Nie chcę wyglądać jakoś przeraźliwie chudo, chcę być zdrowa i mieć kiedyś dzieci. Jednak przez cały czas moja waga wydaje mi się strasznie duża, a gdy patrzę w lustro, dochodzę do wniosku, że gdybym schudła do 39-40 kg, to nic by się takiego nie stało.
Chociaż wiem, że robię źle, to nie potrafię się odzwyczaić ani od takiego sposobu myślenia, ani od nieprawidłowych nawyków żywieniowych. Nawet nie wiem, kto mógłby mi w tym pomóc. Myślałam, że dam sobie z tym radę sama i wiele razy podejmowałam próby powrotu do normalnego jedzenia, ale wszystkie skończyły się niepowodzeniem. Nie mogę liczyć na wsparcie moich bliskich, bo utrwalił się u nich stereotyp mnie jako grubej osoby, w związku z czym nie potraktują mojego problemu poważnie, a proszę mi wierzyć, próbowałam szczerze porozmawiać z wieloma osobami na ten temat. Wierzą, że jestem na tyle rozsądna i samodzielna, że co by mi nie było, poradzę sobie z tym i że na pewno to jakaś moja obsesja, która z czasem przejdzie.
Na dodatek byłam zmuszona przerwać studia w celu poprawienia matury i dostania się na wymarzony inny kierunek studiów i nigdzie nie pracuję w związku, z czym nie mam ubezpieczenia i nie mogę się zgłosić do żadnego lekarza. Prywatne wizyty również odpadają, gdyż pieniądze, które udało mi się odłożyć, muszę wykorzystać na co innego, co jest na tyle ważne, że nie pozwala mi ich wydać na ewentualne leczenie. Musiałabym więc czekać do października, aż zacznie się rok akademicki i dostanę ubezpieczenie z powrotem. Tak więc jestem pozostawiona sama sobie i nie wiem, co mam zrobić. Czy w ogóle jest się czym przejmować? Może skoro nikt się o mnie nie martwi, to ja też nie powinnam? Czy to w ogóle jest anoreksja? Dziękuję z góry za odpowiedź.